Nasze poddasze to spełnienie moich marzeń - marzeń, które sądziłam, że nigdy nie będą miały szans się spełnić... Jestem wdzięczna losowi za moje ukochane belki i słupy, za poranne promienie słońca wkradające się przez te wyśnione okna i grające na poduszce, za najwspanialszą na świecie kuchnię, w której odkryłam swoje kulinarne pasje i za każdy kącik, który z radością mogę wciąż na nowo po swojemu urządzać i zmieniać... a przede wszystkim - za człowieka, z którym dane mi było to marzenie zrealizować... I za ptaki. Te najulubieńsze. Za wieczorne nawoływania mew, za wróbelki rokrocznie wijące gniazdko tuż przy naszym oknie w sypialni... i za niezliczone jaskółki, wciąż i wciąż przecinające czarnymi, prędkimi smugami prostokąt nieba nad moją głową... czyż można mieć piękniejszy widok z okna?
Ale nic nie trwa wiecznie... maleńkie wróbelki z tegorocznego wylęgu dawno się już usamodzielniły, a jaskółki... Zwykle rozkrzyczane, rozśmigane - wczoraj odleciały w ciszy, jakby ukradkiem, bez pożegnania. Co roku, gdy nagle znikają, odczuwam taką samą pustkę wokół i co roku z niecierpliwością czekam na ich powrót. Tym razem miałam szczęście obserwować ich odlot...
Na pocieszenie zrobiłam placki. Serwuję je cały rok, bo za nimi przepadamy, ale kiedy są bardziej na miejscu jeśli nie teraz właśnie? Z jesiennych jabłek, z nutą cynamonu... Przepis chyba niepotrzebny, bo każdy robi je na oko - ale tym razem dołożyłam mały akcent by było jeszcze bardziej jesiennie... no to tak ogólnie:
Jesienne placki jabłkowe z migdałami
- jajko
- mleko (ok. 1 szkl.)
- odrobina cynamonu (i ewentualnie ekstraktu waniliowego)
- mąka - tyle ile ciasto zabierze
- twarde jabłka
- migdały w płatkach
- olej do smażenia
- cukier puder do posypania
Miksuję ciasto o konsystencji podobnej do naleśnikowego. Obrane jabłka kroję w pasterki, lub - bardziej dekoracyjnie - w cienkie krążki, wrzucam je do ciasta. Kładę na rozgrzany olej, posypuję płatkami migdałów, smażę z obu stron na złoto. Odkładam na ręcznik papierowy do osączenia z tłuszczu i oprószam odrobiną cukru pudru. Ot, klasyka. Nie dodaję nigdy proszków do pieczenia itp, bo nie przepadam za taką rozdmuchaną strukturą ciasta, nie w plackach.
I jeszcze wersja bez migdałów, za to... :))
Ale dziś miało być o wrzosie przecież! Tym wrzosie specjalnie wiezionym przez sielską Magdę :) Oczywiście pierwsze dzisiejsze zdjęcie mówi już wszystko - chciałam zrobić sobie wianek :D No i zrobiłam jak widać. A skoro już go miałam, to mogłam zawiesić w miejscu, które specjalnie w celu wieszania takich ozdóbek sobie umyśliłam... Pokazywałam niedawno nasz odmieniony kąt stołowy (tutaj - klik) i wspominałam, że ściana za nim za chwilę znów będzie wyglądać nieco inaczej. W zasadzie, to mogła się zmienić już dawno, bo zasadniczy element przygotowaliśmy chyba jeszcze na wiosnę - ale tradycyjnie musiało wszystko nabrać mocy urzędowej - czytaj "komuś musiało się zachcieć wbić dwa gwoździki" :D . Wczoraj nabrało, wzięłam ten nieszczęsny młotek do ręki.
Bardzo podobają mi się stare listwy z wieszakami, popularne i na skandynawskich i - od pewnego już czasu na naszych blogach. Ale ceny moją nieco moim zdaniem przesadzone, jednak to tylko kawałek deski przecież... dopisało mi jednak szczęście :) Wypatrzyłam kiedyś u mojego Dziadka coś podobnego, w dodatku nie stylizowany sklepowy gadżet, ale prawdziwe vintage, które wisiało jeszcze u mojej prabaci, w sieni starego domu! I okazało się, że mogę go sobie wziąć :)) No tylko ten kolorek, tradycyjnie musztardowo-obrzydliwy...
Myślałam początkowo, żeby doczyścić to do żywego drewna, ale nie do końca udało się usunąć ten milion mażących się warstw - i ostatecznie pomalowaliśmy wieszak na biało. Może za jakiś czas pojawi sie inny kolor? Kto to wie... No i mam i ja kolejny kącik na sezonowe dekoracje - teraz w wydaniu jesienno-wrzosowym, za chwilę będę już myśleć o wersji zimowej - i już się na to cieszę :)
Kochani - prawdopodobnie zniknę wkrótce na pewien czas, nie wiem czy na długo, czy na króciutko, zobaczymy. Być może jeszcze pojawi się tu wcześniej jeden post, ale nie mam pewności, czy zdążę. Mam też kilka gotowych postów do publikacji, więc być może same pojawią się tu pod moją nieobecność, żeby nie było tu całkiem nudno i nie porosło kurzem... Ale obiecuję wrócić jak najprędzej :) A Was proszę - chociaż na razie nie powiem dlaczego, to trzymajcie za mnie kciuki!
Pozdrawiam i życzę pięknego weekendu - wybierzcie się koniecznie na jesienny spacer, bo zapowiada się, że będzie dzień pełen słońca :)
ushii