Na noworoczne postanowienia i podsumowania chyba już nieco za późno? Cóż, u mnie wciąż ze sprzętem komputerowym krucho i nie mogę się częściej tu pojawiać :( Jednak dziś znów się udało... I - ostrzegam - będzie okropnie dłuuuuugo :P
Miniony rok... Zaczął się pięknie. Od dawna wciąż odkładaliśmy decyzję o dziecku, aż wreszcie zniecierpliwiony los zadecydował za nas i gdy okazało się, ze jestem w ciąży - byłam najszczęśliwszą osobą na świecie :) Potem bywało różnie, czasem bardzo niewesoło... ale finał okazał się wspaniały - oboje zakochaliśmy się w tym bezzębnym uśmiechu :))) I niczego więcej już w tym roku nie oczekiwałam... a tu czekała mnie kolejna ogromna niespodzianka!
Pamiętacie
jak pokazywałam mój kącik kraftowy? Uwielbiam go nieustannie - i nie tylko ja, bo wreszcie nie tułam się ze szmatkami, nożyczkami, stertami papierów i czym tam jeszcze po stole jadalnianym i jest gdzie zjeść, nie rozsiewam ścinaków i chmar odciętych końcówek nitek po całej reszcie domu i nie trzeba przed snem odgruzowywać połowy podłogi w domu. Ale do pełni szczęścia brakowało mi jednej rzeczy...
Moja maszyna - prawie 30-letni Singer 834 - to wyjątkowo porządny okaz wpędzający w zachwyt wszystkich mechaników, metalowa, świetnie zaprojektowana i mimo swojego wieku wyposażona lepiej niż wiele współczesnych konstrukcji - i z całego serca ją polecam, ale... mnie już przestała wystarczać.
Marzyły mi się bajery - nawlekacze, obcinacze, wyświetlacze i inne takie tam... no i więcej ściegów! Na ogół osobom wybierającym maszynę radzi się, by nie kierowały się ich ilością, bo i tak korzysta się potem głównie z zygzaka i stębnówki... ale zwykle każda maszyna choć kilka i tak ich ma, a moja ani jednego! I brakowało mi tych ozdobnych ściegów tak, że hej! I z tych (ale nie tylko :) względów na zakup nowej byłam zdecydowana już od dawna.
Ale... marzyło mi się coś jeszcze. Hafciarka! Oj, strasznie chciałam ją mieć, niektóre z Was wiedzą, że wisiała na mojej liście marzeń już ładnych parę lat! Ze względu na ilość miejsca od początku planowałam zakup kombajnu, czyli maszyno-hafciarki, dwóch oddzielnych sprzętów w życiu bym nie pomieściła... dlatego wciąż i wciąż odkładałam zakupy w czasie, bo uzbierać abstrakcyjną wręcz dla mnie kwotę prosto nie jest... i pewnie dalej bym sobie jeszcze zbierała jeszcze bardzo długo, gdyby nie splot kilku szczęśliwych okoliczności i... kropki nad i w postaci znalezionej przez M. informacji, że do końca roku do pewnej maszyny (która akurat podobała mi się już wcześniej, ale nawet nie śmiałam o niej marzyć!) dorzucają całkiem niezły prezent... No i M. uznał, że w takim razie coś niecoś mi dorzuci i po maszynę pojechaliśmy!!! Jupiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii :))) I jest, jest, jest!!!! Spełniło się moje wielkie marzenie!! TADAM!!!!
Jak widać jest to Brother - rozważałam jeszcze dwie inne marki, ale ostatecznie ta wygrała w cuglach, bo miała
wszystko co chciałam (i znacznie więcej :). Testuję, macam, sprawdzam i nie widzę jak na razie żadnych wad :))
Ma regulację prędkości, duże tempo pracy, duuużo miejsca po prawej stronie igły, autonawlekanie, automatyczne ryglowanie i obcinanie nici, bardzo łatwy montaż szpulki w bębenku i niezależne jej nawijanie, kolanówkę, wielokierunkowy transport i mnóstwo innych bajerów! I od groma ślicznych ściegów - w tym sporo wymarzonych "krzyżykowych", których do tej pory zazdrościłam niektórym z Was okrutnie :), plus 3 alfabety (i kolejnych kilka jako hafciarka!) A jakby mi było mało to jeszcze można sobie zaprojektować własne ściegi (i jeden już sobie stworzyłam nawet!). A jako hafciarka ma całkiem niezłe pole haftu - 26x16cm. No i najważniejsze - jest cicha! I ciężka, ponoć pod plastikiem kryje się drugi korpus, metalowy - więc nie będzie mi wędrować po stole :) Jednym słowem - dla mnie ideał :)) Kosztowny niestety, ale to zakup na wiele lat (mam nadzieję!) i kolejnej nie planuję, więc nie chciałam za jakiś czas zacząć żałować, że zrezygnowałam z jakiejś tam wymarzonej funkcji.
A, no i śliczna jest przy okazji... I miętowa! Hehe :)) To akurat najmniej niby ważne w maszynie jest, ale szczerze mówiąc cieszę się, że jest taka ładna i pasuje do kącika bo zbyt często chować jej nie zamierzam :))
A tak wygląda, gdy jest hafciarką... normalnie przesiadłam się z... hmm, porządnego Volkswagena do wypasionego Merca :)) Och!!!!
Siedzę teraz, doznaję szoku technologicznego wciskając różne przyciski, relaksuję się przy lekturze instrukcji, macam pierdylion stopek i innych dołączonych do maszyny gadżetów - w życiu bym nie przypuszczała, że coś takiego może sprawiać tyle radości, hehe :)))
W dodatku po tych zakupach uznałam, że już chyba zawsze będę na grubsze zakupy
M. ciągnąć, bo tak jak on się targować to kompletnie nie umiem, ja to prawie zawsze
bez szemrania po portfel sięgam... i gdyby mnie tam nie było to chyba w życiu
bym nawet nie uwierzyła, że da się tyyyyle wytargować (kupowaliśmy bezpośrednio u dystrybutora - więc się udało naprawdę sporo) więc w efekcie moje szczęście
sięgnęło zenitu całkowicie :)))
Ale to nie koniec atrakcji!! Bo wspominałam o prezencie... No właśnie!! Na mojej "chceliście" była jeszcze i inna maszyna, ale w tak odległych planach zakupowych (wiadomo - kasa!), że nawet nie warto o tym wspominać, nie liczyłam, że prędko uda się uzbierać na normalną maszynę, a co dopiero na owerloka... Bo o niego tu chodzi :) A tu - do maszyny moich marzeń dorzucili gratis takie cudo!! I w dodatku całkiem niezłe jakościowo - więc jestem taka happy, że nie wiem!!!
W szoku jestem, jak banalnie się to nawleka i używa, wcześniej
czytałam na różnych forach jakie często dziewczyny mają z tym problemy i troszkę się obawiałam, bo wcześniej osobiście z owerlokiem do czynienia nie miałam... no
nie wiem, mój model nawleka się równie prosto co zwykłą maszynę.
I już nie mogę się doczekać realizacji tych wszystkich planów i pomysłów, których tak wiele od dawna noszę w głowie...I pierwsza produkcja już powstała :) Piłeczka dla niemowlaka, z duża ilością metek i innych drobiazgów za które można ciągnąć i miętosić, grzechocząca i wesolutka...
Widok z lewej, widok z prawej :)
I rzut oka na kilka detali :)
Została już gruntownie przetestowana (i jak widać przetrzymała) i bardzo się spodobała :))) Czuję się zachęcona do popełnienia jeszcze kilku dziecięcych gadżetów... Ach jak się cieszę, że wracam do szycia!
Podsumowując - to był naprawdę niezwykły rok. I - Kochani - warto marzyć, bo czasem te marzenia - i te małe i te wielkie, i nawet te nierealne, schowane na samym dnie serca - czasem się spełniają! Czego i Wam życzę!
Pozdrawiam!
ushii
PS
Aj, zapomniałam - zagadka, którą pokazałam w poprzednim poście to jeden z gadżetów dołączonych do maszyny - barwa dla Ewy, która pierwsza zgadła, służy do szycia po okręgach :) Ale więcej o tym innym razem!