Już za chwileczkę, już za momencik... wracam :)

Przywołana do porządku Waszymi mailami wymiatam kurz i wyrywam całe zielsko, którym zarósł ostatnio ten mój blogowy zakątek :) Choróbsko odczepiło się ode mnie już jakiś czas temu, ale tak mi się ostatnio w życiu pozmieniało, że nie miałam czasu tu zajrzeć nawet na chwilę - wybaczcie. Ale już wracam, biegnę po aparat i  - jak w tytule - zaraz będę różne rzeczy pokazywać. Dziś, na rozruszanie, dwie moje prace jeszcze z początków lutego... oraz coś słodkiego oczywiście :) Ale zanim wpiszę kolejny przepis - coś specjalnie na przepisy właśnie.

Moja osobista książka kucharska, tzw przepiśnik - długo się zbierałam do realizacji, bo długo nie mogłam znaleźć papierów, które idealnie odpowiadałyby mojej wizji. Ale w końcu się udało :) Zasada jest prosta - grube, sztywne okładki, które pozwalają przepiśnikowi samodzielnie stać - bo za leżącymi nie przepadam, stojący jest dla mnie czytelniejszy - oraz kółka do spinania, żebym zawsze mogła dołożyć lub wyjąć jakiś przepis. No i miało być troszkę retro i bez ozdób, bo to w końcu przedmiot użytkowy. A efekt wygląda tak:


retro przepiśnik (notes na przepisy) okładka- scrapbooking ushii

A w środku są takie przekładki:


retro przepiśnik (notes na przepisy) wnetrze - scrapbooking ushii


retro przepiśnik (notes na przepisy) wnetrze - scrapbooking ushii


retro przepiśnik (notes na przepisy) wnetrze - scrapbooking ushii

retro przepiśnik (notes na przepisy) wnetrze - scrapbooking ushii

Słodko, prawda? A będzie jeszcze bardziej :) Za sprawą mojej nie-walentynki. Już pisałam, że walentynek nie obchodzimy, bo kilka dni wcześniej mamy własne, bardziej romantyczne święto - i z tego właśnie powodu popełniłam taki mały upominek. Ciasteczka upiekłam jak lizaki - na patyczkach i "zasadziłam" w doniczce...  nawet lubię robić takie chwilowe dekoracje, chociaż nie za często :)

kruche popcakes - ciastka na patyku; walentynka  - scrapbooking ushii

Zasłodziłam? No to na koniec... coś słodkiego :D Nie zdążyłam pokazać tegorocznych faworków (ale moje ulubione przepisy podawałam już rok temu, np tutaj), nie obfociłam tłustoczwartkowych pączków - cóż, może będą za rok. A dziś... jeszcze jedna fotka, która już od daaawna czeka na wrzucenie jej tutaj. Coś chyba dobrze znanego wielu osobom - a dla mnie to ulubiony smak dzieciństwa, przywołujący mnóstwo ciepłych wspomnień. Czyli coś w sam raz na taką pogodę jak teraz, bo z takim puchatym słonkiem na talerzu żadna plucha nie straszna :) A w dodatku przygotowuje się je błyskawicznie i banalnie prosto!

omlet grzybek

Omlet grzybek
  • 2 jajka
  • 1 łyżka cukru
  • 1 kopiasta lub 2 płaskie łyżki mąki
  • odrobina masła do smażenia
1. Białka ubić na pianę; żółtka rozetrzeć z cukrem, dodać do nich mąkę a na końcu delikatnie wmieszać pianę białkową.
2. Rozgrzać odrobinę masła, wlać ciasto na patelnie i smażyć z obu stron na złoto. Podawać omlet od razu, oprószony cukrem pudrem.

Smacznego i do zobaczenia niebawem!
ushii

Kilka drobiazgów i nic więcej, bo zawzięcie choruję :(

Wiem, wiem, zapowiadałam nowy post - nawet był już gotowy - a tu cisza przez tyle czasu... no ale czasem nie wszystko da się przewidzieć, zwłaszcza samopoczucie własne i najbliższych :) Ale liczę, że już niedługo przymusowy areszt pod stertą kocy i zaspami chusteczkowymi się skończy i wrócę tu na dobre... A dziś garść zdjęć domowych, tak jak obiecałam - choć niewiele ze względu na to chorowanie - oraz zapowiedzi jeszcze większej dawki takowych  :)

Zacznę znów prezentowo... no co ja bym bez Was zrobiła, sama nie wiem :) Gdy pokazywałam niedawno moje emaliowane garnuszki, zgadałam się z Myszką, że i ona takie słodkości lubi - i co więcej, właśnie upolowała śliczną łyżkę z podobnej serii, więc... tak, tak, dobrze sie domyślacie :) Niedługo później i u mnie się ona pojawiła :) I to w dodatku z towarzystwie dwóch innych ślicznotek! Jeszcze raz dziękuję za taką przemiłą niespodziankę Kochana  :) Przy okazji nastąpiły małe zmiany i zniknął wiszący pojemnik, a pojawiły się dzbanki - niebieski co prawda tylko na czas znalezienia tego docelowego, ale i tak mi się podoba i bardzo mnie cieszy ta zmiana, choć to oczywiście odkrywczy patent nie jest ani trochę :)

emaliowane łyżki cedzaki chochle

Do mieszkania mimochodem przekradają się coraz liczniej wiosenne już akcenty - zapewne u wielu z Was jest podobnie :) U mnie to przede wszystkim ukochane szafirki, którymi uwielbiam być obdarowywana! Niby nic specjalnego, ale to takie troszkę pamiątkowe zdjęcie, bo ten stolik znika niebawem... a i chyba nie było tu jeszcze tej lampki? Mam już taką jedną, pokazywałam kiedyś (o tutaj). Ale często bywa tak, że jak już po dłuższych poszukiwaniach trafię na wymarzoną rzecz - to niebawem natykam się na drugą podobną... też tak czasem macie? I czasem ta druga też u nas ląduje, tak jak ta lampka. Jeszcze na jesieni zastąpiła metalową, która nie raz się tu przewijała (np tutaj, przy okazji małego tutorialu). Z wyprzedaży, w śmiesznej cenie - więc nie przejmowałam się kloszem w marynarskie paseczki, uznałam, że coś sobie innego w domu dopasuję... a jak ją postawiłam, to okazało się, że wcale tego klosza zmieniać nie chcę, tak mi się spodobał! Jak widać, czasami przypadkowe zakupy tez mogą być udane - bo sama z siebie na pewno bym go nie kupiła :)


Ale zanim zrobi się tu całkiem wiosennie jeszcze jeden mały akcent chyba zimowy (?) Jeszcze przed chorowaniem trafiłam do sklepu typu mydło i powidło, z tzw chińszczyzną; tylko że duńską bodajże. I tam znalazłam takie słodziaki - będą jak znalazł na... następne święta :D Ale muchorkomanii chyba już powiem dość. No chyba że... ;P


Jak już przy czerwieni i bieli jesteśmy... niedawno mieliśmy ochotę na sernik na zimno -  jak zawsze z najlepszego moim zdaniem przepisu na świecie. O serniku była już tu mowa (przepis tutaj), ale dziś chciałam pokazać Wam małą wariację:


miniserniczki bez pieczenia

Miniserniczki bez pieczenia

Masa serowa i jej wykonanie - z tego przepisu. Do miniserniczków można przygotować jej duzo mniej (np 1/3) i tak wyjdzie ich sporo.

Część masy wylewam do płaskiej foremki prostokątnej, a gdy stężeje - wycinam foremkami do ciastek różne kształty - i serwuję z przetartym sosem owocowym (na zdjęciu malinowy).

Wiem, że to tylko takie drobiazgi i duperelki - szczególnie że zmian u mnie tyle, że niewiele już kątów wygląda tak jak kiedyś... Dlatego na koniec mała zapowiedź - tym razem już ostatnia! Bo przecież już dwa razy coś zapowiadałam, raz organizerami (tutaj), raz pewnymi szufladkami (tutaj)... i ciągle nic. No, ale rok to wystarczająco dużo czasu, dłużej się nie mogę ociągać z pokazaniem pewnego zakątka :) A zatem - taka kolorowa zapowiedź... i chyba już wszystko jasne? Demonstracja będzie w pierwszą rocznicę użytkowania. Ja to mam tempo :D


Pozdrawiam,
ushii


PS
Znów mam zaległości mailowe - ale postaram się to nadgonić, podobnie jak wizyty w blogowym światku! Jak tylko wygrzebię się z tych chusteczek, bo na razie prawie na oczy nie widzę :( Dziękuję Wam za tyle miłych słów i wiadomości i przepraszam za brak odzewu!
A za ewentualne błędy w poście z góry przepraszam, publikuję jedynie wcześniejsze wypociny i mogłam coś w obecnym stanie przeoczyć :)