Międzyświątecznie, międzywyjazdowo

Witajcie Kochani - wpadam tu w przelocie, bo tegoroczne Święta okazały się tak fantastycznie urozmaicone, że nie ma mnie ani w necie ani w domu :) Wiele spotkań, wiele podróży... i za chwilkę wybieramy się w kolejną, będziemy w miłym towarzystwie wesoło świętować Nowy Rok i wrócę dopiero za kilka dni. Dlatego zdjęć choinki i różnych pyszności jednak wyjątkowo nie będzie - bo w styczniu to już jakoś nie bardzo :) Cóż, za rok może :) Ale skoro udało się mi tu zajrzeć...

Dziękuję pięknie za wpisy pod poprzednim postem i zostawiam Was z życzeniami wszystkiego co najlepsze i spełnienia wszystkich marzeń, nawet tych najbardziej skrytych, w nadchodzącym roku 2014!!!

Oczywiście żeby nie było - muszę dorzucić choć malutką porcyjkę fotek, dekoracji, które zdążyły się pojawić jeszcze przed Świętami - o czym niżej...


Ponieważ tak naprawdę bardzo niewiele czasu mogę poświęcić na blogowanie i zawsze muszę wybierać: albo będę Was odwiedzać, albo pokażę coś nowego - a tak często słyszę "pisz częściej!" - zwykle wybieram to drugie i mało bywam w odwiedzinach i umyka mi wiele ciekawych miejsc. Tydzień przed Świętami trafiłam jednak zupełnym przypadkiem na blog wielu pewnie z Was znany, Kokon Lili. A stamtąd do jej sklepu... Oj, nie był to dobry moment tuż przed Świętami dla mojego portfela trafić na tyle cudeniek, jakbym mogła wykupiłabym pół asortymentu! Z drugiej strony - dzięki błyskawicznej obsłudze moich zachciewajek przez Lili mogłam się się jeszcze kilka dni przed Wigilią cieszyć nowymi świątecznymi drobiazgami... na przykład tym cudnym wazonem - słojem z fotki powyżej, piękny jest prawda? I ma dobrą wielkość, bo nie zawsze mam tak duże gałązki, żeby pasowały do moich słojów. Nabyłam też lampionik. Boski! Podsumowując - zajrzyjcie do Lili i do jej KokonHome, bo warto!


Lampionik przebywa na tacy, którą już prezentowałam, ale jej zawartość wciąż się zmienia... strasznie jestem zadowolona, że ją mam!


I jeszcze taka zawieszka załapała się przed obiektyw... mam i ja serduszko z drewnianych koralików, a co :)


I to tyle na dziś Kochani, muszę kończyć, znikam, bo za momencik już wyjeżdżamy... mama nadzieję, że Święta upłynęły Wam w miłej atmosferze i w cudownym towarzystwie - i tego samego Wam życzę na Sylwestra :)

Uściski ślę,
ushii

Wesołych!!


Kochani
życzę Wam samych najpiękniejszych chwil w nadchodzące
Święta Bożego Narodzenia!
ushii
P.S.
Niestety, choinkę będziemy stroić dopiero dziś - więc zdjęcia będą po Świętach :)

Świątecznie i słodko

Garść przepisów - nowych, starych... Cóż innego może być przed Świętami?

Najpierw nowość - u mnie oczywiście. Oglądałam je już od kilku lat na różnych stronach, u Marthy Stewart, u Beatki Lipov, na Cinie... i ciągle sobie obiecywałam, że zrobię... W tym roku wreszcie się udało :) Ponieważ znów trafiłam na śliczną wariację na temat - tym razem u Doroty - postanowiłam skorzystać z jej przepisu. Tak jak obiecywała - są smaczne, no i najważniejsze, nie muszą leżakować, więc polecam je i ja - i dodaję do swojej książki kucharskiej:

Piernikowe choineczki

składniki (ok. 14 szt.):
  • 230 g masła
  • 3/4 szkl. cukru pudru
  • 1 szkl. miodu
  • 1 jajko
  • 5 szklanek mąki pszennej
  • 1 łyżeczka sody
  • 2 łyżki przyprawy do pierników
  • szczypta soli
lukier królewski:
  • 4 białka
  • 4 szkl. cukru pudru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1. Przesiać razem mąkę (można 2-4 łyżki zamienić na kakao dla koloru), sodę, przyprawę korzenną i sól. Utrzeć masło z cukrem pudrem, dodawać kolejno miód, jajko i miksować całość. Na koniec dodać suche składniki, wyrobić do otrzymania gładkiej, elastycznej masy. Uformować placek, owinąć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez kilka godzin lub całą noc.
2. Wałkować na grubość około 4 mm, podsypując delikatnie mąką. Wykrawać gwiazdki lub kwiatki w kilku różnych rozmiarach. Piec w 200ºC największe kształty przez około 8 minut, najmniejsze ok. 5 minut, wystudzić na kratce.
3. Ubić białka na sztywną pianę, stopniowo dodawać cukier puder cały czas ubijając. Na koniec dodać ekstrakt z wanilii.
4. Formować choinki: zaczynając od największego pierniczka kłaść na każdy łyżkę lukru królewskiego, rozprowadzić delikatnie po powierzchni piernika i przykrywając kolejnym mniejszym. Na czubku każdej choinki zrobić z małego pierniczka gwiazdkę umieszczając go pionowo. Odstawić do całkowitego wyschnięcia lukru.
Choineczki czekają już na zapakowanie, bo będą słodkimi świątecznymi upominkami... ale jedną pochłaniamy właśnie w ramach testów, pyszna jest :)


Tak przy okazji - muszę się pochwalić - śliczną maleńką paterkę dostałam
na urodziny od mojej Agusi, prawda?

Inną nowość upiekę dopiero w poniedziałek, więc jeszcze pokazać gotowej nie mogę, ale w związku z nią pokażę moje nowe foremki - większości nowych nabytków tu nie pokazuję, ale te muszę :) Moje wymarzone od kilku lat cudo, sprezentowałam je sobie sama na mój pierwszy Dzień Matki, hehe :) Będę z nią piekła jednak dopiero na te Święta. Już się na to cieszę, zobaczcie jaka jest piękna!


I jeszcze przy okazji moje nowe słodziaki tradycyjne metalowe, daaawno już takich nie kupowałam, sądziłam, że mam wszystkie wzory jakie kiedykolwiek chciałbym mieć, a jednak nie! Fotka taka trochę romantyczna, jak pod kameę robiona, ale cóż, tamtego dnia tylko na parapecie było dostatecznie jasno...


A wracając do pieczenia - zabieram się też właśnie do przygotowywania pepperkakorów, będą też serniki, makowce i cała reszta klasyki - jak co roku, bo zawsze wszyscy pytają czy aby na pewno będą i nie mogę zawieść oczekiwań :) I w tym roku będę się oddawać wyłącznie temu słodkiemu pieczeniu, bo wyjątkowo Wigilii nie będzie u nas, będziemy odwiedzać wiele gościnnych domów :) A jeśli ktoś jeszcze miałby ochotę na któryś z moich klasyków zapraszam, zrobiłam dla ułatwienia małe zestawienie (a po więcej przepisów zapraszam jak zawsze TUTAJ):


A co poza tymi słodkimi przygotowaniami? Mam nadzieję, że jutro przywieziemy zieloną pannę - i będziemy robić ozdoby choinkowe (bo w tym roku jak wspominałam moje cudne szklane bombki zostaną w pudle). I całkiem możliwe, że już jutro te ozdoby zawisną - specjalnie dla A. Zmiany, zmiany, zmiany! :)

Zatem, jeśli plany uda się zrealizować - zapraszam jutro na małą fotorelację i tutoriale na fajną zabawę w poniedziałek :) A dziś pokażę jeszcze kilka wersji karteczek, które z życzeniami pofrunęły już do niektórych z Was - mam nadzieje, że będą się podobały... Gwiaździsta kartka powstała pod wpływem zauroczenia zdjęciem z netu. Ha, miałam ochotę w tym roku na bardziej minimalistyczny styl, z ograniczona paletą kolorów - ale czy wyszło to nie wiem, chyba to nie całkiem moja bajka :)  Szkoda tylko, że niedawne chorowanie pokrzyżowało mi plany i nie zdążyłam zrobić ich jeszcze więcej i obdarować wszystkich, których bym chciała...




Pozdrawiam i życzę Wam by przygotowania do Świat były bardzo przyjemne!
ushii

Baby, it's cold outside

Śnieg (ok, to lubię), deszcz, mgła, zimno i wieje (a to już tylko lubię oglądać zza szyby) - do wyboru, do koloru, wszystko mamy ostatnio... a Mikołaj to przewidział, i przyniósł mi cieplutkie rękawiczki z jednym palcem, na które od dawna miałam ochotę :) A jak u Was, znaleźliście w ostatni piątkowy poranek w swoim bucie coś, co sprawiło Wam radość? U nas ostatnie dni były bardzo smutne, więc ten moment uśmiechu był mi bardzo, bardzo potrzebny...


Niestety, ta mikołajkowa niespodzianka nie ochroniła mnie przed katarem i innymi takimi przyjemnościami, więc siedzimy teraz w domu, a ja w ramach wypoczynku raczę się gorącym kakao, przeglądam ulubione książki kucharskie i zaczynam myśleć jakie słodkości upiekę w tym roku na święta - szczęśliwie część przedświątecznych spraw już załatwiłam, a porządków specjalnych nigdy nie robię, więc mogę na spokojnie oddawać się takim rozmyślaniom :) I przed chwilą przekładając te książki na kuchennej półce zauważyłam tam kolejnego rogacza :) Jak widać zbieram je nawet nieświadomie...


Ha, gdyby ktoś się zastanawiał, co przedstawia powyższe zdjęcie, to jest to... mój zeszłoroczny prezent gwiazdkowy, którym jakoś nie miałam jeszcze okazji się pochwalić... a tu kolejna Gwiazdka się zbliża! No cóż, jeszcze chwilę będzie na swoją właściwą premierą musiał poczekać :) Dziś więcej fotek nie dam rady wrzucić, gorączka i bure światło nie sprzyjają robieniu zdjęć... Uciekam pod koc! Ale wrócę tu niebawem! Apsik! :)

Pozdrawiam,
ushii

Na rogato i bogato, czyli dekoracji światecznych ciąg dalszy :)

Lubicie figurki, czy to dla Was raczej kicz? Przyznam, że nie lubię wystawek aniołków, porcelanowych lalek i innych takich... ale czasem wpadnie mi do ręki taka, że i ja odmówić sobie nie mogę ;P Bo lubię jelonki na Boże Narodzenie i lubię zające na Wielkanoc. Jak przed chwilą policzyłam, to mam już tej zwierzyny wszelakiej chyba ponad 15 sztuk! Trudno, w święta mam w domu kiczowato :)

Pokazywałam już przy okazji poprzednich świąt jelonki szare, białe, brokatowe... A w tym roku, jeszcze latem (bo jak wspominałam wyjątkowo wcześnie tym razem zaczęłam świąteczne przymiarki :), dołączyły do kolekcji kolejne. Miałam na nie chęć co najmniej od dwóch lat, ale nigdzie nie mogłam upolować takich jakie sobie wymyśliłam: starych zabawek, wyglądających jak prawdziwe zwierzęta. Cóż, prawdziwego vintage nadal nie mam, ale przynajmniej drugą część udało się zrealizować :) Do tego maleńka stara dzieża, nieco mchu i...


Z pewnością kicz, ale uroczy :) Oczywiście inne jelonki też ulokowałam w różnych kącikach, nie wszystkie naturalnie, bo po weekendowym "przeglądzie wojsk" (i kolejnych zakupach niestety też!) uznałam, że czas z niektórymi się pożegnać (częściowo już pojawiły się w kąciku wyprzedażowym, razem z innymi ozdobami - nie tylko świątecznymi, a będą jeszcze niebawem dokładki, więc zaglądajcie, zapraszam :), inne schowałam z powrotem do pudła, może użyję ich za rok... A nasze mieszkanie po weekendzie opanowało przede wszystkim stadko, ekhm, skandynawsko - chińskich rogaczy... ha, będzie ciekawostka :)

A było tak. Jakiś czas temu kupiłyśmy sobie z Mamą jelonki, które chodziły za mną od zeszłego roku, firmy House Doctor. Nie mogłam zdecydować: leżące czy stojące (czemu producent nie sprzedaje mieszanych parek?!), wreszcie kupiłam te pierwsze, bo na "pana jelenia" był pomysł całorocznej dekoracji, a tylko leżący mi się w docelowym miejscu mieści. Ale w ostatni weekend byłam w markecie budowlanym - tego, po co pojechałam oczywiście nie było, ale przechodziłam kolo stoiska świątecznego... A skoro niczego tam specjalnie nie szukałam, to od razu rzuciły mi się w oczy - stały sobie takie dwa cuda. Proces wewnętrznej walki z miałaś-już-nic-nie-kupować był krótki: "O, ładne, spore (a takie wolę), więc... hmm, i kurcze, jakieś takie podobne, bardzo nawet? O, i jeszcze elegancko przecenione! No... dobrze, ale na tym koniec!" :D A w domu - okazało się, że nie podobne, a identyczne. Stojące jelonki dokładnie takie same jak od duńskiego HD. Tylko srebrne :) I cóż, jednemu wystarczy zmyć farbkę, dołożyć leżącą łanię i będę jednak miała tą swoją mieszaną parkę. Wstępnie prezentuje się tak (jeszcze srebrny, bo dopiero jutro go będę wykańczać)...


I w szerszym ujęciu (btw, chyba ciągle nie pokazałam jak zmieniła się ścianka z lustrami?):


A drugi jelonek to nawet taki srebrny zostanie, bo... no fajnie wg mnie tu wygląda, lepiej niż biały :)


Często dość zdarza mi się, że zachwycę się jakimś produktem, a potem... niejednokrotnie identyczną rzecz - nie "inspirowaną", ale dokładnie tą samą! - widzę gdzieś w zwykłym, nie wnętrzarskim sklepie, bez modnego logo ale i z ceną rozsądniejszą - tak jak w tym przypadku (a mam jeszcze kilka innych takich przykładów w domu). Wiadomo, prawie wszyscy produkują w Chinach i to nic nowego, ale... hmm. Wolałabym płacić więcej za wyjątkowość produktu, zamiast wyłącznie za firmowy znaczek... plus napis "made in China". Ale zaraz, koniec tych wynurzeń, miało być miło i przyjemnie, o świątecznych dekoracjach!

No to lecimy z tematem, bo w sypialni być może rozgości się jeszcze jeden biały rogacz :D Tym razem naprawdę stary, pamiątka rodzinna, na Święta będzie wypożyczony od Mamy M. Kiedyś w życiu bym nie przypuściła, że będę miała ochotę na takie dekoracje, ale... ponoć tylko krowa zdania nie zmienia :) No i to tylko chwilowo, do świątecznej oprawy domu... Jednak na razie w miejscu docelowym stoi i czeka na jego towarzystwo taki słój - z bombkami muchomorkami, moim kolejnym, jak pewnie niektórzy wiedzą, ulubionym świątecznym motywem :)


Wrócił też zeszłoroczny reniferek z Empiku i śliczny lampionik od Mimi, w podobnym co rok temu układzie:


Stroik ze świecami adwentowymi ze starej szufladki, zapowiadany ostatnio, niestety nie całkiem wyszedł tak jak planowałam, ale nie mam na razie właściwych materiałów, więc musi być tak jak jest... fotka oczywiście jeszcze zeszłotygodniowa, teraz jedna świeczka już trochę nadpalona :)


Jest jeszcze kilka innych drobiazgów, ale nie mam na razie kiedy ich sfotografować. No ale właśnie, wyjaśnijmy jeszcze tytuł... Że rogato to chyba widać, a dlaczego na bogato? Bo chociaż dekoracji wydawało mi się że będzie mniej niż w poprzednich latach - wiadomo, że w tym roku muszę trochę się ograniczać bo A. nie zawsze jeszcze rozróżnia mamusiowe ozdóbki i swoje zabawki - ale jakoś gdzie nie spojrzę to w każdym kąciku coś świątecznego mam :)

Życzę Wam miłych i nieśpiesznych przygotowań świątecznych,
ushii

[EDIT]
Kochani z pewnych powodów nie mogłam odpisywać na komentarze, wybaczcie. Jelonki kupiłam w Praktikerze, z tym że a) to był ostatni dzień przecen, zapłaciłam po 36zł/szt, normalnie kosztowały 63zł chyba i b) byłam potem w ich drugim sklepie i widziałam tam 1 szt trochę gorzej odlaną czy coś, więc trzeba je starannie obejrzeć ( w sumie jak wszystko inne :) przed zakupem.

Dekoracje zimowo-świąteczne 2013, część I


Sypnęło trochę śniegiem, grudzień tuż, tuż, więc to dobra por na pokazanie dekoracji zimowych i około-bożonarodzeniowych. Choć nie da się ukryć, że w tym roku przygotowania do Świat zaczęłam dość wcześnie - pokazywałam Wam już np. świeczniki... I na tym się nie skończyło, od tamtej pory nabyłam kilka innych jeszcze dekoracji... Najpierw wpadła mi w ręce gwiazdka:



I wisi tak już z półtora miesiąca, bo jest tak urocza, ze uznałam, ze może całą późną jesień i zimę powisieć :) Potem zobaczyłam ten wianek i... no musiałam. Gwiazdki dowiesiłam mu oczywiście sama, sa pokryte folia tablicowa, więc napisać coś też na nich można... Trochę może smutno wygląda, ale z dekorowaniem naprawdę świątecznym czekam jednak na grudzień, a jesienne drobiazgi są już zdjęte - a poza tym to w zasadzie jest uchwyt na kartki pocztowe i taka tablica memo... no więc, gdy ktoś miał ochotę pomóc mi ją zapełnić i stworzyć wianek z kartek świątecznych to ja chętnie :P


Przybyły też dwie rzeczy, hmm... modne? Jedną pokażę następnym razem (bo jak zobaczyłam ile zdjęć mi wpadło do jednego posta to stwierdziłam, że przy moim gadulstwie muszę go podzielić na dwa... ekhm, a przecież jeszcze nie zaczęłam tak naprawdę świątecznie dekorować! :). A druga to taca. Powtarzające się na wielu zdjęciach metalowe tace ze wzorami, marokańskie (lub tylko je udające) podobały mi się od dawna tak jak wielu z Was - ale cena kilkuset złotowa już nie. Dałam sobie spokój z tematem. I wtedy w sklepie odwiedzonym tak przypadkowo, że bardziej chyba nie można (w poszukiwaniu toalety!) wpadł mi w oko stojący sobie samotnie stoliczek... pal sześć nóżki, ale blat to w rzeczywistości była taka właśnie taca. Za 60zł. Zaszalałam...



I zadowolona jestem bardzo, mam fajne miejsce na świeczki i inne sezonowe dekoracje - tu w wydaniu przedświątecznym już prawie, z dużym cudnym janczarem z tkmaxxa - to chyba moja ulubiona dekoracja w tym roku! Razem z nim kupiłam też serduszko z malutkich janczarków widoczne na pierwszym zdjęciu w poście.

Kupiłam też świeczki, wreszcie mam świeczki adwentowe nie-samoróbki. Na jesieni zajrzałam do Ikei i upolowałam na wyprzedaży ostatni komplet - za 6zł! Byłam bardzo zadowolona z siebie, że udało mi się jeszcze na nie załapać... a gdy byłam tam kolejny raz, już w listopadzie - okazało się, że stoi tego cała paleta :D W każdym razie do świeczek nabyłam też coś, na co czaiłam się już jakiś czas, ale jak już znajdowałam, to jakoś cena była nie za ciekawa... a tym razem sprzedawca był tak wspaniałomyślny i szczodry, że od razu nabyłyśmy z mamą dwie sztuki - za całe 20zł - i jesteśmy wielce ukontentowane :) Mowa oczywiście o starej szufladce od maszyny - razem ze świecami będzie z tego ładny stroik (pokażę następnym razem), a po Świętach - też ta szufladka mi się przyda, więc bardzo się cieszę z tego zakupu :)


Wczoraj powstał też szybki wianek - na drzwi wejściowe od zewnątrz. W miejscu docelowym nie pokażę, bo nie ma jak, ale ładnie ta szarość odcina się od ciemnych drzwi i na klatce też trochę weselej się zrobiło :)

Wianek 5-minutowy :)
Wystarczy:
  • kilka sztucznych gałązek (u mnie jakiś starych, niewykorzystanych)
  • baza wianka (u mnie od zeszłorocznego), lub zwykłe kółko z drutu
    (np z tego z wieszaków z pralni - często je w tym celu wykorzystuję :)
  • pistolet z klejem
Jeśli nie mamy gotowej bazy skręcamy z drutu kółko i grubo owijamy je skręconą w rulon gazetą. Na bazie mocujemy tasiemkę do zawieszania wianka. Przyklejamy gałązki klejem, ewentualnie dokładamy miedzy listkami dodatkowe ozdoby... i voila, gotowe :)


Kolejne dekoracje - jak wspomniałam już następnym razem, bardzo niebawem :) Ha, miało nie być prawie nic nowego w tym roku - a jakoś tego sporo się narobiło. No i mam też nowy kalendarz adwentowy oczywiście, też pokażę :) Ale... pomyślałam, że skoro do tego poprzedniego i tak już nie wrócę (bo prawie co roku staram się nowy wymyślić przecież) - to może ktoś z Was miałby na niego ochotę? Co prawda trochę już późno, ale może na początek grudnia jeszcze zdąży dotrzeć do ewentualnego nabywcy :) Dlatego kalendarz (i kilka innych drobiazgów przy okazji) wrzuciłam do mojego zakątka wyprzedażowego.

Pozdrawiam,
ushii

Słodki powrót

Znów długa, nieplanowana absencja. Cóż, w życiu bywa czasem z górki, a czasem niestety bardzo pod górkę, gdy ktoś bliski cierpi, nie ma czasu ani ochoty na robienie zdjęć, pisanie ani nawet zaglądanie na inne blogi - choć wiem, że na pewne sprawy niestety nie ma się wpływu i ciągłe zamartwianie się nikomu i tak tu nie pomoże... Ale wczoraj upiekłam coś słodkiego i odetchnęłam troszkę. A że niedawno wpadła mi przypadkiem w ręce urocza paterka, to zrobiłam zdjęcia :) Hm, mam nadzieję, że choć trochę ktoś tu za mną tęsknił :D



Babeczki maślankowe, na które przepis podawałam tutaj wieki temu - to nasza klasyka "na już" bo robi się je w dosłownie kilka minut, więc często się u nas pojawiają; tym razem nadzienie było jabłkowe (takie jak tutaj). A nowa paterka - słodka, niewielka i na dokładkę dość tania, bo kosztowała 25zł - a spodobała mi się jakiś czas temu taka sama w jakimś sklepie w necie w sporo wyższej cenie - lubię takie okazje :) Wiem, że w zasadzie charakter ma raczej wiosenny, a teraz pokazywać powinnam swoje dekoracje zimowe, ale... od czegoś trzeba zacząć :) A dekoracje pokażę jak tylko wyjdzie słońce, bo choć tutaj mnie nie było, to cos tam w domu mimo wszystko działałam... Dziś jeszcze tylko druga słodkość na poprawę humoru, tym razem w bardziej słusznej o tej porze roku jesiennej aranżacji...

Pamiętacie ciasteczka owsiano-słonecznikowe? Okazało się, że dużo osób zna i lubi ten przepis, ale wiele też wypróbowało go po raz pierwszy i było zachwycone. Dlatego dziś dorzucę jeszcze jedne owsiane pyszności - w dodatku takie, że niezorientowani mogą nawet nie zauważyć, że jedzą płatki :)

Kruche ciasteczka owsiane
Składniki:
  • 1 szkl. mąki pszennej
  • 1 szkl. płatków owsianych górskich (ewentualnie błyskawicznych)
  • niecałe 1/2 szkl. cukru
  • 1/2 kostki masła (tej tradycyjnej - czyli 125g)
  • ekstrakt waniliowy i cynamon (po 1/2 łyżeczki) - opcjonalnie
  • 1 jajko
1. Zmiksować płatki owsiane na drobny proszek (ja robię to blenderem, bo malaksera brak - a w nim można zrobić całe ciasto jeszcze szybciej). Dosypać do mąki, dodać cukier i pokrajane na kawałeczki masło i szybko zagnieść. Na koniec dodać jajko i - jeśli mamy ochotę - ulubione korzenne przyprawy itp - ja na ogół dodaję ekstrakt waniliowy i cynamon. Zawinąć w folię spożywczą i schłodzić (ok. 30 min.); najlepiej podzielić ciasto na dwie części i pojedynczo wyjmować z lodówki, wtedy nie ogrzeje się za szybko.
2. Wałkować podsypane delikatnie mąką ciasto na grubość ok. 0,5cm i wykrawać ciasteczka - z podanej proporcji wychodzi ok. 2 blaszek. Układać ciasteczka na blasze wyłożonej papierem (można ciasno, nie rosną) i piec ok 15 min. w 170C. Przestudzić najlepiej na kratce i odganiać takich różnych, co nie mogą się doczekać aż ciasteczka przestygną :)
Smacznego i do zobaczenia niebawem :)
ushii

2,50 czyli o mocy pocieszaczy

Czasem wystarczy piękny widok, promyk słońca wśród liści albo czyjaś niespodziewana miła wizyta, zawsze skutkuje też szelmowski uśmiech A... ale czasem bywa to też coś namacalnego - zawsze niewielkiego i "za grosik". Bo jak każdy miewam gorsze chwile - i często ktoś ratuje mnie wtedy małym pocieszaczem, drobiazgiem na poprawę humoru, zwanym u nas "pierdółką" :D Dziś będzie właśnie o pierdółkach...
 
Takie rozweselacze jak poniżej lubi pewnie niejedna z zaglądających tu osób? To one właśnie kryją się za tytułem dzisiejszego posta: wpadły Mamie w ręce, kosztowały całe 2,50... cóż, wiedziała, że się ucieszę :) BTW, jakie wyczucie trendów u sprzedawcy, miał tylko te dwie akurat w takim modnym zestawieniu miętowo-koralowym...


Szpulki z takimi starymi nićmi lubię - to powszechnie wiadomo, tak samo jak wiadomo, że lubię muchomorki... i niedawno dostałam aż dwa, dziś taki post również o parach jak widać :) Najpierw maleństwo, które dostałam od M.; zasadniczo jest gumką i temperówką w jednym i - przypadkiem bardzo tematycznie - zagościło w kąciku do pracy...


A niedawno dołączyła lampka. Pamiętacie moje króliczki? Teraz doszedł grzybek. Tak samo jak uszaty za całe 6zł. Muszę w nim tylko zmienić diodę, bo obecna świeci się zmieniając co jakiś czas delikatnie kolor a wolałabym zwykłą białą - nie wiem tylko gdzie szukać czegoś takiego...


Już znalazł sobie miejsce w kąciku dziennym, który niebawem tu zagości w szerszej odsłonie, bo ostatnimi czasy sporo w nim się pozmieniało!  Tylko jak znalazłam chwilę na zrobienie zdjęć to się rozpadało :/ Dlatego dziś jedynie taka mała zajawka z frontu robót...




Co do tego ostatniego zdjęcia - lubicie stare zabawki? Ja owszem, ale chyba tylko samochodziki i gry, a lalek, misiów i tym podobnych ani trochę, nie lubię ich nawet dotykać za bardzo, nie wiem dlaczego :)  Z jednym małym wyjątkiem - wańkę wstańkę uwielbiam i sama nie wiem dla kogo ją bardziej kupiłam, dla siebie czy dla A. :D Ha, taki powiew poprzedniego ustroju :P I pewnie nie każdemu się spodoba, ale cóż... mnie poprawiła humor :) A stare zabawki tak w ogóle ostatnio jakoś kleją się do mnie seryjnie, bo niedawno wzbogaciłam się jeszcze o dwie, lecz chyba pokażę je już w ich miejscach docelowych, ciekawe, czy znajda się tacy, którym się spodobają :D A dziś, zamiast nich, na zakończenie pokażę ostatniego, wczorajszego pocieszacza, remedium doskonałe na burą aurę za oknem i na coś, co usłyszałam wczoraj i wciąż myślę czy zdenerwować się tym, czy nie...


Któż zgadnie co to? Maleńka metalowa skrzyneczka na... przybory krawieckie :) A w środku wszystko pod kolor różowiutkie - malusie nożyczki, prujki, igielniki i co tam jeszcze :) Urocze, warto czasem bez powodu zajrzeć do pasmanterii, żałowałam jedynie, że tylko jedna sztuka była, bo bym i Mamie i komuś jeszcze pewnie kupiła :)

Pozdrawiam! I ubierajcie się ciepło, bo złota jesień chyba postanowiła nas opuścić, przynajmniej u mnie jest nieciekawie :(
ushii

Szczególny dzień...

Tym razem powinien być wyjątkowy post, tak jak wyjątkowy niedawno był dla nas pewien dzień. Jednak te najważniejsze chwile i myśli zachowam dla siebie, wybaczcie :) Wyznam wam tylko jedno...

Dzieci - cóż, zakładałam, że kiedyś pewnie będę miała; ale zawsze były odległym planem, zawsze "może jeszcze nie dziś", bo w głębi ducha uważałam, że zbyt jestem leniwa, zbyt niesystematyczna, zbyt sama ciągle dziecinna i nie dość odpowiedzialna... i wciąż odsuwałam tą decyzję. Dziś nadal wiem, że cierpliwość, systematyczność i wiele innych zalet nigdy nie będzie mnie dotyczyć, ale... dziś  - choć wiem jak być może banalnie i patetycznie to zabrzmi - nie wyobrażam sobie życia bez A., dziś z radością wspominam ostatnie 12 miesięcy - każdy ich niesamowity dzień :)

Tak, tak, to już - bo chociaż celebrowałam i cieszyłam się każdą chwilą, choć starałam się by nie umknęła mi żadna drobnostka - czas i tak płynął. I A. skończyła kilka dni temu roczek! Zatem były życzenia, byli mili goście, A. rozdawała wszystkim buziaki i oczywiście robiła furorę :D No i były naturalnie też kwiaty, prezenty i słodkości :) I po tym przydługim wstępie właśnie słodkości dziś pokażę. Zdjęcia wyszły nieco przepalone, lecz cóż, powtórzyć ich już się nie da :) Były zatem wiśniowe tartinki...

Tartinki z wiśniami
Składniki:
Wykonanie banalne, w sumie identyczne jak w przepisie z linka - schłodzone ciasto rozwałkować i wyciąć krążki ciasta, wylepić nimi foremki, w każdej ułożyć kilka wiśni z nadzienia, z reszty ciasta wyciąć ozdobny kształt - u mnie gwiazdka - i położyć na ciastkach lekko przylepiając do ich krawędzi, posmarować śmietaną i posypać cukrem i np. pokruszonymi płatkami migdałowymi (uwaga - ciasto jest mało słodkie, wiśnie też, więc ten cukier na wierzchu się przyda :).


Była też szarlotka - hmm, jakoś tak wyszło, że chyba pierwszy raz zapiekałam jabłka pod bezą? Spójrzmy prawdzie w oczy, jestem kruszonkowym maniakiem :D

Tarta szarlotkowa z bezową pierzynką
Składniki:
beza:
  • 2 białka (lub trzy zależnie od wielkości foremki)
  • 100gr cukru
  • odrobina soku z cytryny
1. Wykonanie ciasta i nadzienia identyczne jak w powyższym linku, tylko tym razem wykorzystałam je do upieczenia jednego dużego ciasta - ta ilość spokojnie wystarczy na średnią formę do tarty, natomiast ilość nadzienia warto co najmniej podwoić.
2. Spód można delikatnie podpiec (ok. 10 minut), ale chyba nie jest to konieczne. Ciasto z nadzieniem piec ok 50 minut w 180C - 10 minut przed końcem wyjąć i nałożyć ubitą na sztywno pianę z białek (do ubitej już piany trzeba stopniowo dodawać cukier, na koniec wmieszać delikatnie odrobinę soku z cytryny).

Tort i dmuchanie świeczki też oczywiście było... a potem, w już bez weekendowych gości, w właściwym dniu, było jeszcze raz, na maleńkim torciku :) Ach, tylko że pisząc tort, mówię o czymś innym, niż zwykle każdy ma na myśli :P Bo biszkoptów przekładanych kremami szczerze nie znoszę, mdli mnie po pierwszym gryzie... i od dawna jest u mnie w domu tradycja "tortu" czyli sernika na zimno :)


Przepis i wykonanie - niezmiennie z tego przepisu, bije wszystkie inne na głowę :)

Drugi raz z rzędu jest tutaj kulinarnie, a miałam wnętrzarskie różności pokazywać, wiem :) Ale mój wszędobylski łazik utrudnia mi nieco robienie fotek, więc... oby w weekend była pogoda, to może w końcu coś obfocę :) Ale! Podczas wczorajszej drzemki złapałam w kadr przynajmniej kuchnię, więc niebawem zrealizuję kolejną obietnicę! Teraz taka mała zapowiedź (z kwiatami urodzinowymi A., ale kolorystycznie kupowanymi pod mamusię :P):


Pozdrawiam,
ushii

Jesienne smakołyki

W zasadzie to dobre są przez cały rok, ale jakoś z jesienią mi się kojarzą i właśnie jesienią najczęściej je robię... i gdy kilka tygodni temu chciałam sobie zerknąć w przepis, czy wszystko dobrze pamiętam - ze zdziwieniem stwierdziłam, ze jeszcze nie ma go na blogu! No to nadrabiam niedopatrzenie i polecam się skusić bo roboty tyle co nic, a efekt bardzo miły dla kubeczków smakowych :) O czym mowa? O doskonałych ciasteczkach owsianych, które smakują nawet tym, którzy w innej postaci płatków owsianych nie tykają!


Ta urocza puszka zawierała w sobie w oryginale angielskie ciasteczka sprzedawane z okazji narodzin królewskiego potomka... moje ciastka są w nim tylko chwilowo, bo ze względu na zdobiące  je motywy zawłaszczyłam ją i zamierzam wykorzystać do przechowywania różnych drobiazgów i pamiątek z pierwszych miesięcy życia A. Ha, robię się sentymentalna :D

Wróćmy jednak do samych ciasteczek...

Ciasteczka owsiano-słonecznikowe
Składniki:
  • 1 i 1/3 szkl. maki
  • 1 szkl. płatków owsianych
  • 1 szkl. ziaren słonecznika (lub dowolnych innych ziaren/dodatków)
  • 1 kostka miękkiego masła (200g)
  • ok. 3/4 szkl. (lub mniej) cukru; można też zastąpić go brązowym lub miodem - wg upodobania)
  • 1 opak. cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
1. Ziarna uprażyć na suchej patelni na złoto. W tym czasie masło zmiksować z cukrami i proszkiem do pieczenia.
2. Dodać przestudzone ziarna, płatki owsiane, szczyptę soli, wymieszać. Wsypać mąkę i zagnieść ciasto - ma być miękkie i tłuste.
3. Lepić małe kulki (wielkości orzechów włoskich) i układać na blasze lekko spłaszczając. Piec w 175C ok. 15 min. Po wyjęciu z piekarnika są bardzo kruche, dopiero po ostygnięciu sztywnieją, dlatego lepiej zsuwać je z blachy z razem z papierem (jeśli kładziemy drugą partie).

Robi się je prosto i błyskawicznie, a z podanej porcji mi wychodzą 2 blachy ciasteczek, więc jest co pochrupać :) A zamiast słonecznika można zwiększyć po prostu ilość płatków czy dosypać inne ulubione dodatki... ale słonecznik jest fajny, po uprażeniu ma orzechowy posmak - polecam.
Można też jak widać na moim zdjęciu dodatkowo dołożyć np rodzynki itp.
Przepis niegdyś zamieszczony w Galerii Potraw przez Giezika.

A skoro o smakołykach dziś mowa - na jesień chciałabym przypomnieć i polecić Państwa uwadze kilka innych klasyków  :D Po o wiele więcej przepisów na pyszności jak zawsze zapraszam TUTAJ:)


Pozdrawiam,
ushii

PS
Mam nadzieję, że wszystko dobrze się opublikuje i będzie widoczne, bo publikuje się samo... jakby nie, to proszę o alarm :)