{VOL. 1}
Obiecywałam, obiecywałam i wreszcie obietnicę realizuję - skoro jakiś czas temu pokazałam przenośny pałac naszej księżniczki (czyli uszyte prze mnie tipi), czas pokazać resztę jej włości. Choć do pokazania jest tak niewiele, że... Hmm, i może właśnie dlatego tak długo mi się z tym postem zeszło? Ale teraz to już najwyższa pora, bo szykują się tu pewne zmiany - "nowe" łóżko (w cudzysłowie, bo rzecz jasna to żadna sklepowa nówka, ale staruszka z historią, podarowana nam przez przyjaciół - metalowe cudo, ach!) i inne takie tam, więc - jedziemy z tematem :)
Na początku do wyposażenia naszej sypialni doszło oczywiście dziecięce łóżeczko. Tylko ono - cóż, z pewnych względów nie chciałam urządzać i dekorować niczego przed porodem. Ale i potem szaleć za wiele nie mogłam, bo prawie nic więcej się tu nie mieści; zawisło kilka kolorowych ramek (co ja się wtedy farb namieszałam, żeby uzyskać TE wymarzone odcienie!) i w zasadzie to już cały kącik naszej córeczki... ale i więcej wcale nie potrzeba na razie :) Bo na początku i tak spędzała czas ze mną w dziennej części mieszkania w koszu Mojżesza, który tutaj kiedyś pokazałam, a później placem zabaw rzecz jasna stało się całe mieszkanie. No właśnie, zabawy, czyli i zabawki. I tu - muszę opowiedzieć o rozlicznych schowkach.
Po pierwsze: zbiór podręcznych zabawek mieści się w czterech dużych skrzyniach po winie, wsuwanych pod nasze łóżko, dzięki czemu sprzątanie po zabawie wymaga od A. minimum wysiłku - a to mała porządnicka, więc staram się ją w tym wspierać, żeby jej tak zostało, he he (nota bene aż się zastanawiałam, czy tak całkiem bez zabawek to te zdjęcia nie wyjdą dziwnie, ale A. posprzątała i cóż, pozamiatane, przecież nie będę jej bałaganić :). Ale to nie koniec...
Pokazywałam przy różnych okazjach, jak to przy remoncie usunęliśmy jedną ze ścianek kolankowych i wykorzystaliśmy przestrzeń za nią na pojemny schowek. Szczegóły można znaleźć np tutaj. Część znajdującą się przy moim kraft-kąciku wykorzystałam na maszyny, materiały, szpargały i wszelakie inne drobiazgi, dzięki czemu w mojej "pracowni" na co dzień nie widać aż tak tego nieodzownego "twórczego bałaganu"... ale to pokazywałam już częściowo tutaj. Do pozostałej części trafiały (i zresztą nadal tak jest :) różne rzeczy, np krzesła używane okazjonalnie przy większej liczbie gości, mebelki czekające na swoją kolej do przeróbek i takie tam. Jednym słowem - była to bardzo przydatna przeróbka i wykorzystanie do maksimum korzyści płynących z faktu mieszkania na poddaszu. A trzy lata temu część tego schowka uległa kolejnej przemianie (oczywiście, jakżeby inaczej, natchnęło mnie do tych prac w samej końcówce ciąży...) - bo nowa lokatorka też musiała mieć swój kawałek szafy prawda?
Tak to wyglądało w trakcie robót...
(ta część po prawej to już wykończony przy okazji mój drugi osobisty schowek,
na drukarki i scrapowe przydasie, królestwo A. obejmuje jeszcze niewidoczne schowki po lewej :)
A tak po ukończeniu (a dokładniej to chyba z rok ma to zdjęcie, he he - oj, pisze się ten post dłuuuugo!):
Jak widać ściana obok łóżeczka jest w istocie drzwiami do ogromnego schowka: w jednej z części jest szafa, z szufladami głębokimi na prawie metr, dzięki czemu przechowywanie zapasów dowolnej ilości pieluch, kaszek, ciuszków "na zaś" i wszystkiego innego nie stanowiło nigdy żadnego problemu. W innej jest magazyn na duże zabawki, takie jak sporych rozmiarów kuchnia albo basen piłeczkowy; więc jak widać inne meble są tu po prostu zbędne... Ale zdecydowałam się jeszcze dołożyć małą, wolnostojącą szafeczkę. Na podręczne książeczki, lampkę i takie tam. Oczywiście to staroć (nabyty razem z inną szafką - wówczas to o tej dzisiejszej właśnie wspominałam); odszykowałam ją po swojemu, przerobiliśmy całkiem górę, bo pierwotnie szufladki były jedna pod drugą - dzięki czemu zyskała półkę, dodaliśmy też nóżki (choć dziś myślę nad zmianą ich kształtu). No i kolorek, mmmm... :)
No a do tego - ta lampka. Jest taka pozytywna i fajna po prostu, uwielbiam ją! Chociaż nowa to wygląda tak trochę retro, prawda? No i to nie plastik, co prawda naszego króliczka Heico bardzo, bardzo lubię, ale już muchomorki tej firmy ciut mi za plastikowo wyglądają. A ta mnie ujęła od pierwszego spojrzenia! A do towarzystwa ma słonika, którego odkąd go pierwszy raz, gdzieś, kiedyś, na pinterestowych zagranicznych fotkach ujrzałam, wiedziałam, że muszę A. sprawić! I to dokładnie w tym kolorze :) I w zeszłym roku się udało, znalazłam go - przypadkiem, jak to ja zwykle - w Scandikids :)
A propos plastików... słonik jest jednym z bardzo nielicznych wyjątków, ogólnie w domu staram się sztucznych tworzyw unikać, no i w zabawkach też... oczywista oczywistość, że Lego to Lego i kropka, podobnie samochodziki, nie da się wyłącznie z drewna czy metalu (no a klocki i autka to dwie absolutnie, naj-największe miłości A... wdała się w mamusię :). Ale teraz zabawki drewniane, szmaciane są tak piękne! I trwałe. Ale dosyć, o zabawkach to będzie chyba oddzielny post. Dziś tylko choć słowo muszę jeszcze o tej najpiękniejszej. Najukochańszej. Zasługuje na pogrubienie, podkreślenie i co tam jeszcze: jeździku Vilac. A. zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Poszliśmy do sklepu całą trójką, żeby nasza automaniaczka sama wybrała sobie duże auto. Oczywiście, że ja po cichu byłam zakochana w Vilacu, ale nie chciałam jej niczego narzucać, tym bardziej, że to nie jest tania rzecz (ale okazja była podwójna bo i Dzień Dziecka i imieniny). A gdy A. tylko przekroczyła próg - od razu oczy jej się zaświeciły i poszła macać właśnie to czerwone cudo! A jak się dowiedziała, że właśnie po takie wielkie auto przyszliśmy i że je dostanie, to... ho ho :) I od półtora roku, dzień w dzień (choć A. ma i rower, i hulajnogę) jest w użyciu, kocha je niezmiennie (miała niecałe 18 miesięcy gdy je dostała i to był idealny moment moim zdaniem). A ja zachwycam się również niezmiennie jego jakością i trwałością (zero śladów jakichkolwiek i posłuży jeszcze niejednemu dziecku raczej), cichością, no i uroda oczywiście - takie cudo to może sobie stać wszędzie, cały czas na widoku i pasuje zawsze :) Nie jest tani (choć my upolowaliśmy go ciut, ciut taniej, w jakiejś promocji, więc się da). Ale wart każdej wydanej złotówki.
Ale wracając do kącika A. - ścianę nad szafką udekorowałam kilkoma gwiazdkami, jakoś polubiłam się mocno z tym motywem... Takie malutkie DIY, stare "świecące" w ciemnościach gwiazdki pomalowałam na kilka odcieni szarości i przyczepiłam na rzepy, więc A. może je dowolnie zamieniać i przyczepiać. I to tyle. Troszkę mi szkoda, że nie ma miejsca nawet na jakąś fajna półkę czy plakat, no ale ogólnie - obie bardzo lubimy ten kącik... Kolorystyka tak jak widać, tak jak kiedyś wspominałam, nie ma w nim ani grama różu, co pewnie niektórych zaskoczyło, bo ja ogólnie nie mam nic przeciwko różowi (w normalnych odcieniach rzecz jasna :). Ale u nas księżniczki chadzają w miętach i turkusach :) No i jak Wam się podoba?
O, zapomniałam, stoi tu też krzesełko, o którym więcej było tutaj (a dlaczego tu stoi, to zdradzę innym razem). I to w zasadzie koniec. W zasadzie, bo... bo będzie część druga, w której okaże się, ze jednak panna A. ma nieco więcej własnego wyposażenia :D O samym kąciku jednak wiele więcej powiedzieć się nie da (a i tak o jednym łóżko i szafce wyszedł niezły tasiemiec!)... żałuję bardzo, że A. nie ma własnego pokoju, na razie wiadomo, jest z tego zadowolona, ale... No i jak ja bym go urządziła, ile pomysłów mam niezrealizowanych, och! No ale cóż zrobić :)
Pozdrawiam was i życzę udanego pierwszego dnia jesieni!
ushii
PS
Moja wyprzedaż wciąż trwa, niedużo już zostało, ale może coś jeszcze sie komuś podoba? Bo dołożyłam tam kilka drobiazgów w sam raz na zaczynającą się jesień!
*******
NA ZDJĘCIACH:
łóżeczko - Ikea
turkusowa szafka - targ staroci
lampka muchomorek - Tiger
miętowy słonik-skarbonka - ScandiKids
wózek dla lalek vintage - Allegro
jeżdzik Vilac - e-smoczek.pl
Piękny pokoik naprawdę:-) w jaki sposób wyjęłaś szczebelki z tego łóżeczka? Bo to chyba Ikea?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:-)
Tylko żeby to pokoik był... No Ikea. Jakos się udało lekko rozchylić od boku i wykręcić, więc są wstawialne jakby co :)
UsuńMimo że łączony z sypialnią to i tak super i sprawia wrażenie pokoiku:-)))
UsuńKącik może i malutki ale bajeczny, cudowny i wspaniały!:)) Wszystko idealnie ze sobą wygląda, kolorki pasują i jest bardzo funkcjonalnie, ja mam też problem ze skosami u Filipa ale jakoś sobie jeszcze radze, bowiem najważniejsze są pomysły, a Twoja głowa jest ich pełna:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
No właśnie, te skosy pobudzają kreatywność :)
UsuńBuziaki!
przepiękny kącik :)
OdpowiedzUsuńCiesze się, że tak uważasz :)
UsuńWasza córeczka ma śliczny kącik :) a Ty jesteś mistrzynią dobrego wykorzystania każdego kąta :)
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana :*
UsuńŚliczny i przytulny kącik:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję :)
UsuńŚlicznie i perfekcyjnie jak zawsze u Ciebie, jestem pod wrażeniem. Ja przy pierwszym dziecku miałam 100 metrowe mieszkanie w kamienicy i śladów dziecka wszędzie pełno. Ale ja w ogóle bałaganiara jestem, pamiętasz jak podziwiałam będąc u Ciebie porządek w tych wszystkich schowkach, szafkach, szufladkach...
OdpowiedzUsuńO, teraz mam jeszcze większy porządek, bo pozbyłam się wszystkich nieużywanych rzeczy, najskuteczniejsza metoda, hehe, teraz jest pusto i przejrzyście :) A bałaganiara to ja jestem - i dlatego mam porządek, jakbym sie raz zapomniała, to nigdy by mnie potem już w moim bałaganie nie odnaleźli...
UsuńŚladów dziecka to w ciągu dnia jest tez wszędzie pełno, no co Ty! Dziś się na jednym takim śladzie, koniku duplo, prawie wyrąbałam jak długa właśnie :) Ale jak idzie na spacer, drzemkę, od spania wieczorem to sama wsio sprząta, chowa, nawet poduszki układa!! nie wiem po kim to ma, nie po mnie, ale nie zamierzam jej zniechęcać :) No i kupuję estetyczne zabawki jak tylko sie da (szczęściem jakos A. jest przychylna moim wyborom), to mnie te "ślady" nie męczą :)
100m, oj chciałabym mieć tyle :) A na powtórne odwiedziny gorąco zapraszam, o!
Cudny kącik! Niesamowicie to wygląda :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńŚliczny, przytulny kącik dla kruszynki :) Fajny pomysł z tą ukrytą szafką :))
OdpowiedzUsuńO tak, bardzo, bardzo praktyczny... a jaka dostała nową funkcje ostatnio!! w dzieciństwie dałabym się za to pokroić :) jak skończę to pokażę :)
UsuńMoże i wyposażenia dziecięcego mało, ale za to wszystkie sprzęty z duszą. Wózeczek i autko - rewelacja!
OdpowiedzUsuńprześlicznie tam! Poduszka z heksagonami jest boska, mój witek też ma taki jeździk. Pomysł z szafkami pod skosem świetny, zresztą same szafeczki pierwsza klasa!!!
OdpowiedzUsuńUroczy kącik :) Zawłaszcza ze względu na retro dodatki :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny kącik! Te kolory są wspaniałe :>
OdpowiedzUsuńPięknie to urządziłaś :)
OdpowiedzUsuńJesteś zadowolona z tego łóżeczka?
Pozdrawiam http://bazaridea.blogspot.com/
Jestem. To mebel na dość krótko, wiec nie chciałam kupować niczego strasznie drogiego, a to łóżeczko miało jeszcze rozsądna cenę - a w tym przedziale cenowym najbardziej mi sie podobało przy okazji :) I jakościowo jest ok, po trzech latach nic się z nim nie dzieje :)
UsuńA ja nie mogę przestać się gapić na miętową szafkę i krzesełko.Podziwiam jak dałaś radę je sama obić.Ja ostatnio kupiłam stary fotel Lisek , projektu Hanny Lis, ale oddałam do tapicera.Gąbki były do wymiany, pasy też bo nie pracowały.Drewnianą ramą natomiast sama się zajęłam.Dam znać , bo bedzie o nim zaniedługo u mnie;) A Ty kochana to jesteś, stolarzem , cukiernikiem i tapicerem w jednym.Jestem pełna uznania.
OdpowiedzUsuńKącik idealny! Bardzo lubię takie małe kąciki dziecięce, są bardzo przytulne:)
OdpowiedzUsuńA miętowa komoda jest przepiękna!
Wspaniały ten muchomor!
OdpowiedzUsuń