No i nadeszły wakacje... Czy istnieje jakaś rzecz, która kojarzy Wam się z wakacjami z dzieciństwa? Mnie z całą pewnością rower i... koszyk na czereśnie :)
Gdy byłam mała, jeździliśmy latem do Dziadka na rwanie czereśni, a później jabłek. Nie była to lekka praca, ale... wdrapywanie się na wysokie drabiny i drzewa, po których zawsze uwielbiałam chodzić, ciągłe śmiechy i rozmowy, no i oczywiście potajemne podjadanie pysznych, słodkich od słońca owoców z nawiązką wynagradzały wszystkie trudy... Dziś tamtych sadów niestety już nie ma, podobnie jak nie ma już tamtych niesamowitych, pysznych odmian - zostało tylko piękne wspomnienie i kilka drzewek koło domu. I wysłużone stare kosze, do których zrywało się owoce... Poprosiłam niedawno Dziadka o jeden z nich - teraz mam dla siebie maleńką cząsteczkę tamtych dni i uśmiecham się za każdym razem, gdy na niego spojrzę :) Wiem, że dla każdej innej osoby to tylko stary, nic niewarty koszyk... ale dla mnie - to wyjątkowa pamiątka :) Zdecydowanie wolę otaczać się takimi niepowtarzalnymi przedmiotami z historią i duszą, niż masową produkcją ze sztucznie dodaną patyną...
Zastanawiałam się, czy nie pomalować go na jakiś kolor - ale chyba tylko uszyję jakiś wkład - tylko kompletnie nie mam pojęcia jak do takiego krągłego kształtu podejść?? Może macie jakieś podpowiedzi? Hak widoczny z boku służył do zawieszania kosza na gałęzi... myślę, że dziś też może się czasem mi przydać :) Na razie kosz, ponieważ jest całkiem spory - zawędrował do kanapowni, w celu przechowywania podręcznych pledów i kocyków, więc nie stoi sobie tak całkiem bezużytecznie :)
Marzy mi się tylko jeszcze do pełni szczęścia taki pled kolorowy szydełkowy, ale z moją cierpliwością do szydełka to czarno to widzę, mogę sobie tylko co najwyżej powzdychać do tych oglądanych na waszych blogach :)) Na pocieszenie mam całkiem inny, ten ze zdjęcia... przyznaję, ze kiedyś tych pasiaków nie lubiłam. Ale jakiś czas temu mi się odmieniło :D I dostałam taki z zasobów mamy M., utkany dawno temu w jej rodzinnej miejscowości... Folkowo u nas nie będzie nigdy na pewno, ale taki akcent bardzo mi się spodobał. Co z tego wynikło, pokażę innym razem, a teraz wróćmy do czereśni, bo to o nich przecież ten post :) Oto mały słodki przepis dla uhonorowania tych boskich owoców :)
Zastanawiałam się, czy nie pomalować go na jakiś kolor - ale chyba tylko uszyję jakiś wkład - tylko kompletnie nie mam pojęcia jak do takiego krągłego kształtu podejść?? Może macie jakieś podpowiedzi? Hak widoczny z boku służył do zawieszania kosza na gałęzi... myślę, że dziś też może się czasem mi przydać :) Na razie kosz, ponieważ jest całkiem spory - zawędrował do kanapowni, w celu przechowywania podręcznych pledów i kocyków, więc nie stoi sobie tak całkiem bezużytecznie :)
Marzy mi się tylko jeszcze do pełni szczęścia taki pled kolorowy szydełkowy, ale z moją cierpliwością do szydełka to czarno to widzę, mogę sobie tylko co najwyżej powzdychać do tych oglądanych na waszych blogach :)) Na pocieszenie mam całkiem inny, ten ze zdjęcia... przyznaję, ze kiedyś tych pasiaków nie lubiłam. Ale jakiś czas temu mi się odmieniło :D I dostałam taki z zasobów mamy M., utkany dawno temu w jej rodzinnej miejscowości... Folkowo u nas nie będzie nigdy na pewno, ale taki akcent bardzo mi się spodobał. Co z tego wynikło, pokażę innym razem, a teraz wróćmy do czereśni, bo to o nich przecież ten post :) Oto mały słodki przepis dla uhonorowania tych boskich owoców :)
Przez te moje dawniejsze problemy z bloggerem zdjęcie będzie bardzo archiwalne, bo zeszłoroczne, ale przecież przepis się nie dezaktualizuje, a w dodatku zaraz będę piekła takie same :) Otóż wizyta u mojego Dziadka zaowocowała (dosłownie :) takim właśnie jak wyżej koszykiem czereśni... słodziutkich, świeżo osobiście przeze mnie narwanych. Objadaliśmy się, aż uszy się trzęsły, ale miałam też ochotę upiec coś z ich udziałem. Coś szybkiego...i oczywiście pysznego! Składniki i ciasto są bardzo proste, a efekt wyjątkowo smaczny - także na drugi dzień (o ile coś zostanie :)! Oczywiście - pasują tu też dowolne owoce, również mrożone.
Czereśniowe babeczki z budyniem
- 100g mąki
- 50g cukru
- 50g masła
- 1 małe jajko
- budyń (zrobiony z 3/4 ilości mleka podanego na opakowaniu)
- owoce - truskawki, czereśnie, wiśnie i in.
- ewentualnie kruszonka (lub nieco większa porcja ciasta do przykrywania babeczek)
1. Najlepiej najpierw przygotować budyń, by nieco ostygł.
2. Połączyć składniki kruchego ciasta (odpowiadając na powtarzające się pytanie - tak, jak najbardziej takie kruche wyrabiam w KA, tylko masło kroję na małe kawałeczki - identycznie jak przy ręcznym wyrabianiu zresztą), można dodać kilka kropel wody ewentualnie. Wylepić ciastem foremki. I teraz są dwie możliwości:
- podpiec puste foremki aż do zezłocenia, napełnić budyniem i owocami - i już gotowe :)
- na dnie foremek ułożyć owoce (owoce takie jak czereśnie itp układać rozcięciem do góry), napełnić budyniem i posypać z wierzchu kruszonką, albo przykryć całość cienkim placuszkiem ciasta (czyli mamy w sumie trzy możliwości wykończenia ciastek :).
3. Piec w 180C do zezłocenia. I tyle :) Smacznego!
Życzę Wam pięknego weekendu, a tym, którzy wybierają się na Warszawski Zlot - udanej zabawy!
To już przecież jutro! Mam nadzieję, że nikt nie zapomniał :)
Pozdrawiam!ushii