2,50 czyli o mocy pocieszaczy

2013
17
paź
Czasem wystarczy piękny widok, promyk słońca wśród liści albo czyjaś niespodziewana miła wizyta, zawsze skutkuje też szelmowski uśmiech A... ale czasem bywa to też coś namacalnego - zawsze niewielkiego i "za grosik". Bo jak każdy miewam gorsze chwile - i często ktoś ratuje mnie wtedy małym pocieszaczem, drobiazgiem na poprawę humoru, zwanym u nas "pierdółką" :D Dziś będzie właśnie o pierdółkach...
 
Takie rozweselacze jak poniżej lubi pewnie niejedna z zaglądających tu osób? To one właśnie kryją się za tytułem dzisiejszego posta: wpadły Mamie w ręce, kosztowały całe 2,50... cóż, wiedziała, że się ucieszę :) BTW, jakie wyczucie trendów u sprzedawcy, miał tylko te dwie akurat w takim modnym zestawieniu miętowo-koralowym...


Szpulki z takimi starymi nićmi lubię - to powszechnie wiadomo, tak samo jak wiadomo, że lubię muchomorki... i niedawno dostałam aż dwa, dziś taki post również o parach jak widać :) Najpierw maleństwo, które dostałam od M.; zasadniczo jest gumką i temperówką w jednym i - przypadkiem bardzo tematycznie - zagościło w kąciku do pracy...


A niedawno dołączyła lampka. Pamiętacie moje króliczki? Teraz doszedł grzybek. Tak samo jak uszaty za całe 6zł. Muszę w nim tylko zmienić diodę, bo obecna świeci się zmieniając co jakiś czas delikatnie kolor a wolałabym zwykłą białą - nie wiem tylko gdzie szukać czegoś takiego...


Już znalazł sobie miejsce w kąciku dziennym, który niebawem tu zagości w szerszej odsłonie, bo ostatnimi czasy sporo w nim się pozmieniało!  Tylko jak znalazłam chwilę na zrobienie zdjęć to się rozpadało :/ Dlatego dziś jedynie taka mała zajawka z frontu robót...




Co do tego ostatniego zdjęcia - lubicie stare zabawki? Ja owszem, ale chyba tylko samochodziki i gry, a lalek, misiów i tym podobnych ani trochę, nie lubię ich nawet dotykać za bardzo, nie wiem dlaczego :)  Z jednym małym wyjątkiem - wańkę wstańkę uwielbiam i sama nie wiem dla kogo ją bardziej kupiłam, dla siebie czy dla A. :D Ha, taki powiew poprzedniego ustroju :P I pewnie nie każdemu się spodoba, ale cóż... mnie poprawiła humor :) A stare zabawki tak w ogóle ostatnio jakoś kleją się do mnie seryjnie, bo niedawno wzbogaciłam się jeszcze o dwie, lecz chyba pokażę je już w ich miejscach docelowych, ciekawe, czy znajda się tacy, którym się spodobają :D A dziś, zamiast nich, na zakończenie pokażę ostatniego, wczorajszego pocieszacza, remedium doskonałe na burą aurę za oknem i na coś, co usłyszałam wczoraj i wciąż myślę czy zdenerwować się tym, czy nie...


Któż zgadnie co to? Maleńka metalowa skrzyneczka na... przybory krawieckie :) A w środku wszystko pod kolor różowiutkie - malusie nożyczki, prujki, igielniki i co tam jeszcze :) Urocze, warto czasem bez powodu zajrzeć do pasmanterii, żałowałam jedynie, że tylko jedna sztuka była, bo bym i Mamie i komuś jeszcze pewnie kupiła :)

Pozdrawiam! I ubierajcie się ciepło, bo złota jesień chyba postanowiła nas opuścić, przynajmniej u mnie jest nieciekawie :(
ushii

Szczególny dzień...

2013
9
paź
Tym razem powinien być wyjątkowy post, tak jak wyjątkowy niedawno był dla nas pewien dzień. Jednak te najważniejsze chwile i myśli zachowam dla siebie, wybaczcie :) Wyznam wam tylko jedno...

Dzieci - cóż, zakładałam, że kiedyś pewnie będę miała; ale zawsze były odległym planem, zawsze "może jeszcze nie dziś", bo w głębi ducha uważałam, że zbyt jestem leniwa, zbyt niesystematyczna, zbyt sama ciągle dziecinna i nie dość odpowiedzialna... i wciąż odsuwałam tą decyzję. Dziś nadal wiem, że cierpliwość, systematyczność i wiele innych zalet nigdy nie będzie mnie dotyczyć, ale... dziś  - choć wiem jak być może banalnie i patetycznie to zabrzmi - nie wyobrażam sobie życia bez A., dziś z radością wspominam ostatnie 12 miesięcy - każdy ich niesamowity dzień :)

Tak, tak, to już - bo chociaż celebrowałam i cieszyłam się każdą chwilą, choć starałam się by nie umknęła mi żadna drobnostka - czas i tak płynął. I A. skończyła kilka dni temu roczek! Zatem były życzenia, byli mili goście, A. rozdawała wszystkim buziaki i oczywiście robiła furorę :D No i były naturalnie też kwiaty, prezenty i słodkości :) I po tym przydługim wstępie właśnie słodkości dziś pokażę. Zdjęcia wyszły nieco przepalone, lecz cóż, powtórzyć ich już się nie da :) Były zatem wiśniowe tartinki...

Tartinki z wiśniami
Składniki:
Wykonanie banalne, w sumie identyczne jak w przepisie z linka - schłodzone ciasto rozwałkować i wyciąć krążki ciasta, wylepić nimi foremki, w każdej ułożyć kilka wiśni z nadzienia, z reszty ciasta wyciąć ozdobny kształt - u mnie gwiazdka - i położyć na ciastkach lekko przylepiając do ich krawędzi, posmarować śmietaną i posypać cukrem i np. pokruszonymi płatkami migdałowymi (uwaga - ciasto jest mało słodkie, wiśnie też, więc ten cukier na wierzchu się przyda :).


Była też szarlotka - hmm, jakoś tak wyszło, że chyba pierwszy raz zapiekałam jabłka pod bezą? Spójrzmy prawdzie w oczy, jestem kruszonkowym maniakiem :D

Tarta szarlotkowa z bezową pierzynką
Składniki:
beza:
  • 2 białka (lub trzy zależnie od wielkości foremki)
  • 100gr cukru
  • odrobina soku z cytryny
1. Wykonanie ciasta i nadzienia identyczne jak w powyższym linku, tylko tym razem wykorzystałam je do upieczenia jednego dużego ciasta - ta ilość spokojnie wystarczy na średnią formę do tarty, natomiast ilość nadzienia warto co najmniej podwoić.
2. Spód można delikatnie podpiec (ok. 10 minut), ale chyba nie jest to konieczne. Ciasto z nadzieniem piec ok 50 minut w 180C - 10 minut przed końcem wyjąć i nałożyć ubitą na sztywno pianę z białek (do ubitej już piany trzeba stopniowo dodawać cukier, na koniec wmieszać delikatnie odrobinę soku z cytryny).

Tort i dmuchanie świeczki też oczywiście było... a potem, w już bez weekendowych gości, w właściwym dniu, było jeszcze raz, na maleńkim torciku :) Ach, tylko że pisząc tort, mówię o czymś innym, niż zwykle każdy ma na myśli :P Bo biszkoptów przekładanych kremami szczerze nie znoszę, mdli mnie po pierwszym gryzie... i od dawna jest u mnie w domu tradycja "tortu" czyli sernika na zimno :)


Przepis i wykonanie - niezmiennie z tego przepisu, bije wszystkie inne na głowę :)

Drugi raz z rzędu jest tutaj kulinarnie, a miałam wnętrzarskie różności pokazywać, wiem :) Ale mój wszędobylski łazik utrudnia mi nieco robienie fotek, więc... oby w weekend była pogoda, to może w końcu coś obfocę :) Ale! Podczas wczorajszej drzemki złapałam w kadr przynajmniej kuchnię, więc niebawem zrealizuję kolejną obietnicę! Teraz taka mała zapowiedź (z kwiatami urodzinowymi A., ale kolorystycznie kupowanymi pod mamusię :P):


Pozdrawiam,
ushii

Jesienne smakołyki

2013
4
paź
W zasadzie to dobre są przez cały rok, ale jakoś z jesienią mi się kojarzą i właśnie jesienią najczęściej je robię... i gdy kilka tygodni temu chciałam sobie zerknąć w przepis, czy wszystko dobrze pamiętam - ze zdziwieniem stwierdziłam, ze jeszcze nie ma go na blogu! No to nadrabiam niedopatrzenie i polecam się skusić bo roboty tyle co nic, a efekt bardzo miły dla kubeczków smakowych :) O czym mowa? O doskonałych ciasteczkach owsianych, które smakują nawet tym, którzy w innej postaci płatków owsianych nie tykają!


Ta urocza puszka zawierała w sobie w oryginale angielskie ciasteczka sprzedawane z okazji narodzin królewskiego potomka... moje ciastka są w nim tylko chwilowo, bo ze względu na zdobiące  je motywy zawłaszczyłam ją i zamierzam wykorzystać do przechowywania różnych drobiazgów i pamiątek z pierwszych miesięcy życia A. Ha, robię się sentymentalna :D

Wróćmy jednak do samych ciasteczek...

Ciasteczka owsiano-słonecznikowe
Składniki:
  • 1 i 1/3 szkl. maki
  • 1 szkl. płatków owsianych
  • 1 szkl. ziaren słonecznika (lub dowolnych innych ziaren/dodatków)
  • 1 kostka miękkiego masła (200g)
  • ok. 3/4 szkl. (lub mniej) cukru; można też zastąpić go brązowym lub miodem - wg upodobania)
  • 1 opak. cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
1. Ziarna uprażyć na suchej patelni na złoto. W tym czasie masło zmiksować z cukrami i proszkiem do pieczenia.
2. Dodać przestudzone ziarna, płatki owsiane, szczyptę soli, wymieszać. Wsypać mąkę i zagnieść ciasto - ma być miękkie i tłuste.
3. Lepić małe kulki (wielkości orzechów włoskich) i układać na blasze lekko spłaszczając. Piec w 175C ok. 15 min. Po wyjęciu z piekarnika są bardzo kruche, dopiero po ostygnięciu sztywnieją, dlatego lepiej zsuwać je z blachy z razem z papierem (jeśli kładziemy drugą partie).

Robi się je prosto i błyskawicznie, a z podanej porcji mi wychodzą 2 blachy ciasteczek, więc jest co pochrupać :) A zamiast słonecznika można zwiększyć po prostu ilość płatków czy dosypać inne ulubione dodatki... ale słonecznik jest fajny, po uprażeniu ma orzechowy posmak - polecam.
Można też jak widać na moim zdjęciu dodatkowo dołożyć np rodzynki itp.
Przepis niegdyś zamieszczony w Galerii Potraw przez Giezika.

A skoro o smakołykach dziś mowa - na jesień chciałabym przypomnieć i polecić Państwa uwadze kilka innych klasyków  :D Po o wiele więcej przepisów na pyszności jak zawsze zapraszam TUTAJ:)


Pozdrawiam,
ushii

PS
Mam nadzieję, że wszystko dobrze się opublikuje i będzie widoczne, bo publikuje się samo... jakby nie, to proszę o alarm :)