Ten post piszę już trzeci rok z rzędu i
zawsze nie mogę skończyć :D Bo za każdym razem nie zdążę sfotografować
tych rogalików... ale tym razem już nie odpuściłam :) Wiem, że miał być
post wnętrzarski, ale trochę zdrowie mi odmówiło współpracy i nie dałam
rady - więc dziś kulinarnie jeszcze. Oto moje wypieki świętomarcińskie -
poznaniacy wiedzą co dobre :))
Przepis od jak zawsze niezawodnej Bajaderki z Cina, choć minimalnie zmodyfikowałam po swojemu. Nie wiem czy jest ortodoksyjny, ale smakowo niczym się nie różni od oryginalnych rogalików... Polecam!!
Rogale marcińskie
- 1 szkl. ciepłego mleka
- 20g świeżych drożdży
- 1 jajko
- ½ łyżeczki ekstraktu z wanilii
- 3,5 szkl. maki
- 3 łyżki cukru
- szczypta soli
- 225g miękkiego masła
- 1 jajko rozbełtane z odrobiną mleka do posmarowania
nadzienie:
- 30 dag białego maku
- 3/4 szkl. cukru pudru
- 10 dag orzechów włoskich
- 10 dag migdałów
- 2 łyżki gęstej śmietany
- 10 dag marcepanu (niekoniecznie - ja nie daję)
- 1 łyżka kandyzowanej skorki pomarańczowej (też nie daję)
lukier:
- 1 szklanka cukru pudru
- 2-3 łyżki mleka
- posiekane migdały/orzechy do posypania
1. Drożdże rozetrzeć z cukrem, dodać
mleko, jajko, wanilie i lekko wszystko wymieszać. Mąkę i sol wymieszać i
rozetrzeć palcami z 2 łyżkami miękkiego masła.
2.
Dodać rozczyn wymieszać z mąką i króciutko wyrobić - tylko do momentu
kiedy ciasto stanie się gładkie (bardzo szybko przestaje się lepić).
Uformować je w prostokąt, ułożyć na oprószonej maka desce, przykryć
folia i schłodzić w lodowce ok. 1 godziny.
3.
Schłodzone ciasto przełożyć na stolnice i rozwałkować na prostokąt o
wymiarach 30x15cm, krótszym bokiem do siebie. Rozsmarować równomiernie
na cieście masło (zostawić 1/2cm margines dookoła). Wzdłuż dłuższego
boku złożyć górną 1/3 ciasta, następnie złożyć dolna cześć tak aby
przykryła to złożenie (tak jak składamy kartkę papieru). Delikatnie
wywałkować w prostokąt 25x17cm, jak najmniej podsypując mąką (ja nigdy
nie miałam konieczności podsypywać). Złożyć tak jak poprzednio i
schłodzić przez 45 minut. Powtórzyć proces 3 razy, chłodząc ciasto
miedzy wałkowaniami przez 30 minut. Włożyć ciasto do lodówki na co
najmniej 5 godzin, a najlepiej na cala noc. Wyjąć na ok. 20 minut przed
planowanym pieczeniem.
4. Mak i
orzechy i migdały sparzyć gorącą wodą, po 15 minutach odcedzić, zdjąć
skórkę z migdałów i zmielić wszystko dwukrotnie w maszynce. Marcepan
rozetrzeć mikserem z cukrem pudrem, dodać zmielony mak, okruszki
biszkoptowe i skórkę pomarańczową. Dodać śmietanę - ale tylko tyle by
uzyskać dość zwartą, ale plastyczna masę, niekoniecznie trzeba zużyć
cala ilość śmietany podanej w składnikach. Nadzienie również można
przygotować dzień wcześniej.
5.
Wywałkować na prostokąt o wymiarach mniej więcej 65x35cm i przeciąć
wzdłuż długiego boku na 2 części. Każdy powstały w ten sposób pasek
pokroić na min. 12 trójkątów (mi wychodzi zawsze 1-2 więcej).
Ja zawsze jeszcze lekko rozcinam każdy trójkąt u podstawy - o wiele łatwiej dzięki temu zwijać ładne rogaliki.
Rozsmarować
nadzienie zostawiając mały margines - zwijać w rogaliki zaczynając od
podstawy, rogaliki formować w lekki łuk - końce skręcać ku ostremu
końcowi trójkąta (dzięki temu rogalik się nie rozwinie).
Ułożyć na wyłożonej pergaminem blasze, przykryć i zostawić do wyrośnięcia aż podwoja objętość, ok. 1 godziny.
6.
Rozgrzać piekarnik do 180ºC, wyrośnięte rogale posmarować jajkiem
rozbełtanym z mlekiem i piec ok. 20 minut aż się ładnie zezłocą. Studzić
na drucianej siatce; jeszcze cieple polać lukrem. Posypać posiekanymi
migdałami.
Opis
wydaje się długi i strasznie pracochłonny, ale w rzeczywistości pracy
jest mało, bo i zagniatanie i kolejne wałkowania trwają dosłownie
chwilę, więc naprawdę warto :)
A
tu jeszcze przekrój :) Te rogale są tak pyszne, że pojawiają się u nas
nie tylko 11 listopada - chociaż z białym makiem robię tylko na tą
okazję.
Udanego weekendu! Ja niestety się kuruję nieco :)
ushii
Pycha! Jako niepoznanianka dostęp do rogali a'la marcińskie (bo prawdziwy marciński to produkt regionalny, zwymiarowany odpowiednio) mam ograniczony, więc robię zapasik i mrożę :D A kiedy jestem w Poznaniu, to pędzę na oryginalnego, olbrzymiego... Mmmmmm....
OdpowiedzUsuńMmmmmmm wyglądają pysznie;)
OdpowiedzUsuńPycha! sama nie pikę, jestem z Wielkopolski co roku kupujemy i są wyśmienite!
OdpowiedzUsuńWygladaja pysznie..u nas na sw.Marcina je sie ges pieczona z jablkami.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmmmmmmmm pycha!!! oj dobrze, że nie mieszkam tak blisko bo skradłabym Ci nie jednego:)))
OdpowiedzUsuńUluś zdrowia, ja kilka godzin temu wróciłam ze szpitala z dzieckiem:/ więc u mnie też chorobowo
Och ja ja bym chciala chociaz pare okruszkow :)
OdpowiedzUsuńA to kurka! Muszę u synusia śliniaczka pożyczyć! Chyba nic strasznego, jeśli będą zrobione w inny dzień? Bo już widzę, że składniki wszystkie mam :)
OdpowiedzUsuńwyglądają przepysznie, prawie czuję ich zapach, mniam mniam. zdrówka życzę i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja własnie dostałam rogale a'la poznańskie, podpowiedzcie gdzie dostanę biały mak, u nas nigdzie go nie ma :):):)
OdpowiedzUsuńWyglądają smakowicie :) Dzięki, że do zdjęć dołączyłaś przepis...
OdpowiedzUsuńUmmm.Pychota...Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJako rodowita poznanianka mieszkająca w Lublinie z rozkoszą czytałam tego posta i z rozkoszą wypróbuję przepis bo uwielbiam rogale marcińskie a tu ich nie uświadczysz ;(
OdpowiedzUsuńWłaśnie odpoczywam po obżarstwie rogalami ;) (to był mój pierwszy raz i bardzo mi się podobało) ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Wyglądają obłędnie! Ja za marcepanem nie przepadam, może dla tego te oryginalne nie bardzo mnie zachwycają :)
OdpowiedzUsuńHej Ula, a poniewaz mnie drozdze cos nie lubia :-( kupilabym pewnie gotowe ciasto francuskie np. i tylko to nadzienie uzyla:-))) wiem ide na latwizne ale tak jak mowie ja i drozdze...;-) rogaliczki wygladaja przesmacznie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Syl
Ależ mi narobiłaś smaka :-) Nie dość, że pewnie świetnie smakują, to jeszcze ich wygląd- ach!
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam takich rogali a o białym maku pierwszy raz słyszę. Z resztą i tak nieosiągalny na wyspach pewnie:(
OdpowiedzUsuńKuruj się Kochana!
Mniam, uwielbiam rogale marcińskie. Oczywiście dziś już je jadłam :)
OdpowiedzUsuńTwoje wyglądają na prawdę smacznie :)
Pozdrawiam!
Jutro idę szukac białego maku i piekę, bo uwielbiam je. I życzę szybkiego powrotu do formy. Mnie też coś dopadło. Uroki takiej pogody.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ojej, ale przepysznie wyglądają, ja już od jakiegoś czasu mam chrapkę na te rogaliki marcińskie, ale nie mogę się zebrać:)
OdpowiedzUsuńmniamniuśne,pychotka:)
Buziaki
Jadłam kiedyś te rogale w Zielonej Górze. A gdzie można kupić biały mak?
OdpowiedzUsuńUla, dziękuję za przepis, w przyszłym roku zatem na 11 listopada upiekę:) Piękne fotki:)
OdpowiedzUsuńUla......przepraszam Cię za moje marudzenie ale byłaby szansa na zamówiony przybornik na ścianę jeszcze w tym roku? Oczywiście zrozumiem jeśli nie dasz rady, jak piszesz chorujesz z czego bardzo mi przykro:(
Całuski,
ale upieklas pysznosci;)))wygladaja tak smakowicie niesamowicie,ze slinka cieknie:)
OdpowiedzUsuńPychotka! Aż ślinka leci od samego patrzenia! Pozdrawiam cieplutko Ciebie i wszystkich Marcinów :)
OdpowiedzUsuńMmm, swego czasu rodzice jechali do Poznania (250 km) po marcińskie rogale na 11-go listopada...Teraz raczymy się z M co roku marcińsko-podobnymi wypiekami z rodzimej piekarni (mój mąż to Marcin, więc taki rogal to też symbol). W przyszlym roku sprobuję zrobić je sama!!:)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za makiem, ale jeśli są tak smaczne, jak śliczne są zdjęcia, to zostałam przekonana :) Pozdrawiam - mysz
OdpowiedzUsuńnigdy nie jadłam tych rogali i nie wiem czy będzie mi dane ;)
OdpowiedzUsuńa o białym maku pierwszy raz słyszę
ale smaka narobiłaś, nie ma idę piec szarlotkę :D
pozdrawiam ciepło
Kasia
az mi zapachnialo sprzed monitora :-)!!!
OdpowiedzUsuńWspaniały przepis i cudne zdjęcia, ślinka cieknie mi po prostu wodospadem ;))), nigdy nie jadłam ani nie robiłam, ale tak ja Craftomania, zachęciłaś mnie przeogromnie moja droga i nie dziwię się, że znikają u Ciebie tak szybko.
OdpowiedzUsuńZdrówka Ci życzę i na pewno do Ciebie wpadnę, ugadamy się na mailu, ale ja też czekam na wizytę właściwą ;))).
buźka wielka !
Wyglądają po prostu fantastycznie.Nigdy nie jadłam, ale może uda się na przykład w przyszłym roku przygotować :) Dziękuję za przepis i zdrówka życzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agata
tak sobie zaglądam czasami i ciągle się zbieram żeby napisać jak bardzo się cieszę że znalazłam twój blog ale jakoś czasu brak :(
OdpowiedzUsuńTym razem nie udało mi się przejść obojetnie obok rogalików:)
już wiem co jutro bedę robić w kuchni :)
dziękuję za wszystki pyszności i inne rady jakie tu podpatrzyłam!
pozdrawiam, Kasia kleszko
Rogaliki wydawały mi się zawsze dość trudne do zrobienia, ale tak przystępnie opisałaś co i jak ,że może i ja spróbuję je zrobić.Wyglądają przepysznie.
OdpowiedzUsuńUshii, dla mnie te rogale to zupełna nowość, bo w Lublinie nie spotkałam się z nimi nigdzie, tak samojak z białym makiem. Mogę tylko posłuchać, jak 11-go listopada część Polski się nimi zajada. Bardzo podoba mi się też historia ich powstania - opowiadali na antenie radia. No cóż, może powoli popytam w sklepach o ten mak, może się uda, jak znajdę, to napiszę gdzie w Lublinie można dostać, to może parę osób skorzysta. Jakbyście dziewczyny Lublinianki miały dostęp, dajcie cynk przez bloga Ushii.
OdpowiedzUsuńAch ten lukier... białego maku nigdy nie używałam chyba czas spróbować..bo wyglądają tak apetycznie...:-)
OdpowiedzUsuńNigdy takich nie jadłam, muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńBardzo zgrabne... zdecydowanie bardziej kuszące niż to, co można dostać w sklepach...
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam kochane za tyle miłych słów - dopiero dziś mogłam tu zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńBiały mak kupuję w internecie - niestety nie udało mi się namierzyć go nigdzie w Warszawie. Ale w poznańskich sklepach podobno jest dostępny?
biały mak jest delikatniejszy w smaku i troszkę inny... ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby piec z niebieskim :)
Myszko - oj, pewnie jest łatwiej dostępny, niż u mnie :)
Magdaleniu - ha, to znaczy, ze nie dostawałaśmoich maili :// Heh, spróbuję inaczej w takim razie...
Pozdrawiam!
Nigdy nie jadłam, a co dopiero piekłam (o białym maku też nie słyszałam ;-)! Wspaniale i kusząco wyglądają.
OdpowiedzUsuńfascynujący blog! tyle tu pięknych rzeczy,że aż szkoda odchodzić...chciałabym chociaż ułamek z tego jakoś skopiować. na pewno będę tu zaglądać codziennie. kiedyś,jak będę miała własny dom,będę wiedziała,gdzie szukać inspiracji i podpowiedzi.pozdrawiam.Lidzia
OdpowiedzUsuńKochana świętomarcińskie tak naprawdę robi się z półfrancuzkiego ciasta!!!ale tak cy siak sa rewelacyjne!!w tym roku wiozłam zapas na ślask ..uwielbiajaa je..
OdpowiedzUsuń